Michał Probierz tak długo zdejmował presję ze swoich zawodników, aż ci w końcu chyba uwierzyli, że w wyścigu o mistrzostwo Polski mają odgrywać tylko rolę biednych krewnych, a o medale bić się mają Legia z Lechem i Lechią.
Jagiellonia tylko bezbramkowo zremisowała w Szczecinie z Pogonią. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że całą drugą połowę zawodnicy z Podlasia grali w osłabieniu, to punkt wywieziony ze Szczecina zyskuje nieco na wartości. Ale tak naprawdę to marne pocieszenie.
Sprawcą osłabienia ekipy gości był Łukasz Burliga. Pod koniec pierwszej połowy z premedytacją i po chamsku podciął szarżującego zawodnika Pogoni. Burliga pokazywał już wielokrotnie, że ma problemy z utrzymaniem odpowiedniej koncentracji, że gry w piłkę nie traktuje jako profesji, lecz raczej jako przyjemne hobby. Swego czasu głośno było o jego problemach z hazardem – jeszcze za czasów, gdy grał w Wiśle Kraków – a także o tym, jak nad ranem wspinał się po elewacji budynku i przez balkon próbował się dostać do mieszkania swojego ówczesnego szkoleniowca Macieja Skorży.
Jagiellonia w drugiej połowie była długimi momentami drużyną lepszą od bezbarwnej Pogoni, ale szali zwycięstwa na swoją stronę nie potrafiła przechylić. Probierz albo brnął w swoje gierki psychologiczne, albo faktycznie docenił fakt, że dziesięciu jego piłkarzy potrafiło się przeciwstawić 11 rywalom. – To dla nas bardzo cenny i istotny punkt – mówił po spotkaniu w Szczecinie.
Probierz lubi dmuchać na zimne i cały czas odżegnuje się od mocarstwowych planów, tymczasem media już niemal zdążyły przyznać mistrzostwo za ten sezon Lechowi Poznań, który fantastycznie prezentował się tej wiosny. Niedzielnym rywalem zespołu Nenada Bjelicy był prowadzony przez Franciszka Smudę Górnik Łęczna – ostatnia drużyna ekstraklasy.