Faworytem bukmacherów jest 33-letni Fury. W pierwszym pojedynku z Wilderem, który odbył się prawie trzy lata temu, leżał wprawdzie na deskach w 9. i 12. rundzie, ale w powszechnej opinii obserwatorów był lepszy. Remis nie był jednak skandalem, Anglik miał też gorsze momenty, a w ostatnim starciu znalazł się nawet na granicy nokautu, kiedy padł jak kłoda po bombie Wildera.
W rewanżu Fury nie pozostawił już wątpliwości, wygrywając przed czasem. Zmęczony i dwukrotnie liczony Wilder zostałby ciężko znokautowany, gdyby jego trener, znakomity przed laty mistrz świata amatorów i zawodowców Mark Breland, nie poddał go w siódmej rundzie. Wilder, nie godząc się z tą decyzją, całą winę zrzucił na trenera, z którym się szybko rozstał.
Koniec trylogii
Teraz w narożniku 36-letniego Wildera stanie Malik Scott i obiecuje, że w sobotę jego podopieczny znokautuje „Króla Cyganów" i odzyska mistrzowski pas w wadze ciężkiej. W podobnym tonie wypowiada się Shelly Finkel, wieloletni menedżer Wildera.
W sierpniu Fury miał walczyć o wszystkie pasy z Anthonym Joshuą w Arabii Saudyjskiej, pisano o gigantycznych honorariach, które gwarantowali Saudowie, analizowano szanse angielskich gigantów, ale nagle okazało się, że amerykański sąd arbitrażowy nakazał jednak Fury'emu trzeci pojedynek z Wilderem. Tyle że nie doszło do niego 24 lipca, gdyż Fury zachorował na Covid-19.
Będę go długo bił, a w końcu znokautuję i zakończę mu karierę
Tyson Fury