Jest jak bohater kina akcji, który wbiega do płonącego budynku. Za chwilę widzimy, jak wali się dach, nad rumowiskiem unosi się dym, w niebo strzelają iskry. Myślimy „to koniec", a on wychodzi z osmaloną twarzą i otrzepuje z kurtki kurz. W życiu przeżył już kilka sytuacji, które mogły zakończyć jego karierę, zanim na dobre się rozpędziła.
Talent do futbolu miał zawsze, do kłopotów też. Jedno napędzało drugie, bo im wyżej się wspinał w piłkarskiej hierarchii, tym głośniej było o jego pozaboiskowych problemach. W Pogoni Szczecin szybko się na nim poznali, specjalnie przeniesiono go do innej podstawówki, by miał bliżej na treningi. Jako 11-letni chłopak grał ze starszymi o kilka lat kolegami, rozwijał się. Zaczął też jednak opuszczać lekcje, zdarzyło mu się podrobić ocenę w dzienniku lekcyjnym. To był początek problemów, bo jak sam wspominał, starsi koledzy zabrali go po raz pierwszy do kasyna. W 20 minut wygrał tyle, ile dostawał z klubu przez miesiąc (nie były to duże kwoty) i lawina ruszyła.