Jeszcze rok temu słyszeli o nim jedynie kibice w Anglii. Mówiono, że jest za niski i za mało doświadczony, żeby stać w bramce poważnego zespołu w wielkim turnieju. Obawiano się, że nie poradzi sobie z presją.
Przed mundialem Jordan Pickford rozegrał zaledwie trzy mecze w pierwszej reprezentacji, tymczasem w Rosji broni tak, jakby w kadrze był od lat.
Narodowy kciuk
Przyspieszony egzamin dojrzałości, czyli serię rzutów karnych w spotkaniu 1/8 finału z Kolumbią, zdał celująco. Imponował spokojem, nie było po nim widać zdenerwowania ani zawahania. Obronił strzał Carlosa Bakki, zdjął z Anglii trwającą od lat klątwę, która dotknęła nawet reprezentacji młodzieżowej.
Przed rokiem, podczas Euro do lat 21 w Polsce, Anglicy przegrali w półfinale z Niemcami. Oczywiście po jedenastkach. Pickford, podobnie jak koledzy, przeżył rozczarowanie, ale jeszcze przed turniejem podpisał umowę z Evertonem, która zakończyła jego tułaczkę po niższych ligach i uczyniła go trzecim najdroższym bramkarzem w historii. 25 mln funtów nie poszło w błoto. Pickford już w pierwszym sezonie został uznany za najlepszego zawodnika klubu.
Dobre występy zauważył Gareth Southgate. – Jordan to idealny przykład, jak powinien grać nowoczesny bramkarz – przekonuje selekcjoner. Dziś nikt już nie śmie kwestionować jego wyboru, a po takich meczach jak ten ćwierćfinałowy ze Szwecją, w którym Pickford zaliczył trzy świetne interwencje i został wybrany na gracza spotkania, Anglicy nie wyobrażają sobie, by w bramce mógł stać ktoś inny.