Majdić mimo podejrzenia pęknięcia żebra i bolesnych stłuczeń wystartowała jednak w kwalifikacjach przesunięta przez organizatorów na koniec stawki. Biegła z bólem wypisanym na twarzy i ze łzami w oczach. Zajęła 19. miejsce. Rentgen zrobiony po tym biegu wykluczył uraz, ale w tym momencie jej szanse, że będzie biegać dalej, oceniano na 10 procent. Kowalczyk była piąta, tuż za Włoszką Magdą Genuin, szóste miejsce zajęła Finka Virpi Kuitunen, jeszcze nie tak dawno królowa stylu klasycznego. 1400 metrów najszybciej pokonała w kwalifikacjach Bjoergen, wyprzedzając inną Finkę Aino Kaisę Saarinen i Szwedkę Annę Olsson.
W ćwierćfinałach Bjoergen i Kowalczyk samotnie mijały metę. W półfinałach też im nikt nie zagroził, choć wydawało się, że Olsson sprawi więcej kłopotów naszej zawodniczce.
Finał przypominał kolarski klasyk, w którym wojnę toczą dwie wielkie mistrzynie, Bjoergen i Kowalczyk, oraz faworytka numer 1 Majdić. Problem w tym, że Słowenka weszła do finału z czwartego miejsca, dzięki temu, że półfinał, w którym biegła, m.in. razem z Kowalczyk i Olsson, był znacznie szybszy od tego z udziałem Bjoergen. Za metą Majdić długo leżała z twarzą wykrzywioną bólem, nie mogła wstać o własnych siłach, ale kilkanaście minut później, gdy przyszło jej walczyć o medal, znów była tą Petrą, która nie boi się niczego, bólu również.
Na wygraną nie miała jednak żadnych szans. To był bieg Polki i Norweżki. „Kowalczyk przed Bjoergen” – krzyczał spiker. Tak było prawie do końca. Norweżka zaatakowała na początku drugiego wzniesienia, ale kontra Polki była zdecydowana. Kowalczyk wyprzedziła Bjoergen i na zjeździe zyskała jeszcze kilka metrów przewagi. W ostatni zakręt weszła szeroko, z dużą szybkością. I właśnie wtedy doświadczona Marit wcisnęła się po wewnętrznej, jak wytrawny kolarz, który wykorzysta każdy centymetr wolnego miejsca. Kiedy już wyszły z zakrętu, Bjoergen miała kilka metrów przewagi i nie oddała jej do końca. – W pchaniu kijkami jestem najlepsza na świecie – mówiła Kowalczyk dziennikarzom podczas tegorocznego, zwycięskiego Tour de Ski. I pchała jak szalona, ale Bjoergen jest zbyt silna, zbyt dobrze przygotowana do tych igrzysk, by pozwolić sobie wyrwać złoty medal na ostatnich metrach.
Później wszystkie zgodnie leżały za metą, ciężko oddychając. Dystans krótki, płaski, zaledwie 1,4 km. Ale jak bardzo przy tym wyczerpujący, gdy walczy się o medal na igrzyskach.
To jeszcze nie był koniec biegania Justyny Kowalczyk. Z nartami w ręku przemknęła obok dziennikarzy, rzucając tylko: – Teraz biegnę do trenera. Za drugim razem wypowiedź była równie krótka. – Teraz pędzę na ceremonię dekoracji. I wreszcie na koniec: – Przepraszam, już mnie biorą na kontrolę dopingową.