Srebro już jest, czas na złoto

Justyna Kowalczyk wicemistrzynią olimpijską w sprincie. Przegrała tylko z Norweżką Marit Bjoergen

Publikacja: 18.02.2010 03:00

Justyna Kowalczyk ze srebrnym trofeum

Justyna Kowalczyk ze srebrnym trofeum

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

– Mój błąd. O wygranej Bjoergen zadecydował ostatni zakręt – mówiła na mecie Justyna Kowalczyk.

Polka na czele sześcioosobowej stawki finalistek była już na początku pierwszego wzniesienia, ale Norweżka nie dała się zgubić. Tuż za nimi pędziła Petra Majdić, choć wielu twierdziło, że nie odegra żadnej roli w tym biegu. Przed startem do kwalifikacji wypadła podczas treningu z trasy i potłukła się niemiłosiernie.

[wyimek][b][link=http://rp.pl/vancouver" "target=_blank]rp.pl/vancouver[/link] - olimpijski serwis "Rz" [/b] [/wyimek]

Tym razem nie było deszczu, nie padał śnieg. Piękna, słoneczna pogoda, jakiej w Whistler Park nie było od dawna, przypomniała, że to jednak zimowe igrzyska olimpijskie. Temperatura śniegu minusowa, powietrza około zera. Mocno zmrożone, szybkie trasy. Tak było rano, ale później, gdy mocniej przygrzało słońce, nie było już tak twardo i niebezpiecznie.

Trener Aleksander Wierietielny powtarzał, że jeśli już nie ma na trasie morderczych wzniesień, to pomocną dłoń mogłaby chociaż wyciągnąć natura. Gdyby były ciężkie warunki, takie jakie nasza mistrzyni lubi, wzrosłyby też jej szanse na dobry wynik.

Majdić mimo podejrzenia pęknięcia żebra i bolesnych stłuczeń wystartowała jednak w kwalifikacjach przesunięta przez organizatorów na koniec stawki. Biegła z bólem wypisanym na twarzy i ze łzami w oczach. Zajęła 19. miejsce. Rentgen zrobiony po tym biegu wykluczył uraz, ale w tym momencie jej szanse, że będzie biegać dalej, oceniano na 10 procent. Kowalczyk była piąta, tuż za Włoszką Magdą Genuin, szóste miejsce zajęła Finka Virpi Kuitunen, jeszcze nie tak dawno królowa stylu klasycznego. 1400 metrów najszybciej pokonała w kwalifikacjach Bjoergen, wyprzedzając inną Finkę Aino Kaisę Saarinen i Szwedkę Annę Olsson.

W ćwierćfinałach Bjoergen i Kowalczyk samotnie mijały metę. W półfinałach też im nikt nie zagroził, choć wydawało się, że Olsson sprawi więcej kłopotów naszej zawodniczce.

Finał przypominał kolarski klasyk, w którym wojnę toczą dwie wielkie mistrzynie, Bjoergen i Kowalczyk, oraz faworytka numer 1 Majdić. Problem w tym, że Słowenka weszła do finału z czwartego miejsca, dzięki temu, że półfinał, w którym biegła, m.in. razem z Kowalczyk i Olsson, był znacznie szybszy od tego z udziałem Bjoergen. Za metą Majdić długo leżała z twarzą wykrzywioną bólem, nie mogła wstać o własnych siłach, ale kilkanaście minut później, gdy przyszło jej walczyć o medal, znów była tą Petrą, która nie boi się niczego, bólu również.

Na wygraną nie miała jednak żadnych szans. To był bieg Polki i Norweżki. „Kowalczyk przed Bjoergen” – krzyczał spiker. Tak było prawie do końca. Norweżka zaatakowała na początku drugiego wzniesienia, ale kontra Polki była zdecydowana. Kowalczyk wyprzedziła Bjoergen i na zjeździe zyskała jeszcze kilka metrów przewagi. W ostatni zakręt weszła szeroko, z dużą szybkością. I właśnie wtedy doświadczona Marit wcisnęła się po wewnętrznej, jak wytrawny kolarz, który wykorzysta każdy centymetr wolnego miejsca. Kiedy już wyszły z zakrętu, Bjoergen miała kilka metrów przewagi i nie oddała jej do końca. – W pchaniu kijkami jestem najlepsza na świecie – mówiła Kowalczyk dziennikarzom podczas tegorocznego, zwycięskiego Tour de Ski. I pchała jak szalona, ale Bjoergen jest zbyt silna, zbyt dobrze przygotowana do tych igrzysk, by pozwolić sobie wyrwać złoty medal na ostatnich metrach.

Później wszystkie zgodnie leżały za metą, ciężko oddychając. Dystans krótki, płaski, zaledwie 1,4 km. Ale jak bardzo przy tym wyczerpujący, gdy walczy się o medal na igrzyskach.

To jeszcze nie był koniec biegania Justyny Kowalczyk. Z nartami w ręku przemknęła obok dziennikarzy, rzucając tylko: – Teraz biegnę do trenera. Za drugim razem wypowiedź była równie krótka. – Teraz pędzę na ceremonię dekoracji. I wreszcie na koniec: – Przepraszam, już mnie biorą na kontrolę dopingową.

Dalszy ciąg emocji w najbliższy piątek (bieg łączony) i na deser 27 lutego (30 km stylem klasycznym). Tam powinny być te najcenniejsze medale, na które czeka cała Polska.

[ramka][srodtytul]Powiedziały[/srodtytul]

[b]Marit Bjoergen, złota medalistka[/b]

Walka była wspaniała. Wiedziałam, że decydujący będzie ten ostatni zakręt. Kto pierwszy wjedzie na stadion zdobędzie złoty medal. I właśnie tam zaatakowałam. Cieszę się, bo ostatnie lata nie były dla mnie najlepsze.

[b]Petra Majdić, brązowa medalistka[/b]

Zasłużyłam na złoty medal z małymi diamencikami. To był fatalny wypadek. Pędziłam z dużą prędkością i nagle znalazłam się obok trasy. Spadłam jakieś trzy metry, połamałam narty, kijki, nie mogłam mówić i oddychać. Każdy kolejny bieg był katorgą i walką z bólem. W biegu mieszanym na pewno mnie nie zobaczycie, ale postaram się pobiec na 30 km. [/ramka]

– Mój błąd. O wygranej Bjoergen zadecydował ostatni zakręt – mówiła na mecie Justyna Kowalczyk.

Polka na czele sześcioosobowej stawki finalistek była już na początku pierwszego wzniesienia, ale Norweżka nie dała się zgubić. Tuż za nimi pędziła Petra Majdić, choć wielu twierdziło, że nie odegra żadnej roli w tym biegu. Przed startem do kwalifikacji wypadła podczas treningu z trasy i potłukła się niemiłosiernie.

Pozostało 91% artykułu
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?