Bob Hayes, legenda sprintu

70 lat temu, 20 grudnia 1942 roku, urodził się Bob Hayes, amerykański sprinter (zmarł w 2002 roku)

Publikacja: 20.12.2012 00:01

Bob Hayes, legenda sprintu

Foto: ROL

Red

Wspomnienie Bohdana Tomaszewskiego - z archiwum "Rzeczpospolitej"

Spośród wielkich sprinterów zapamiętałem go najmocniej. Był milczący, spokojnie rozglądał się dokoła, kiedy wychodzili na stadion. Krok miał stosunkowo krótki, ale szybki, rytmiczny. Z budowy przypominał trochę przyciężki posąg czarnego bożka o delikatnie rzeźbionych mięśniach. Kiedy Bob Hayes w biegu na 100 metrów prześcigał wszystkich na igrzyskach w Tokio (1964), miał 21 lat.

Już przed olimpiadą zagięli na niego parol menedżerowie amerykańskiego futbolu. Jego idealna budowa, 86 kilogramów i piorunująca szybkość na starcie oraz na pierwszych pięćdziesięciu metrach - to były wprost bezcenne cechy przyszłego futbolisty. Wszyscy przyznawali mu z góry pierwsze miejsce przed finałem setki, więc menedżerowie futbolu zacierali ręce: "Niech zdobędzie złoty medal, to my go potem poprosimy do siebie, będzie gwiazdą i u nas. Przyniesie górę dolarów".

W Tokio w półfinale Hayes osiągnął czas 9,9 sekundy. Od startu do mety pędził jak czarna kula. Drugi był nasz Wiesław Maniak - 10,1. Oczom nie wierzyłem, ale powiał wiatr przekraczający normę. W niespełna dwie godziny później był finał. Pięciu czarnoskórych i trzech białych - Niemiec, Amerykanin i Polak. Prowadzili ich tunelem na boisko. Hayes szedł tuż przed Maniakiem. Poruszał nerwowo ramionami. Po karku spływały mu strugi potu. "On bał się - opowiadał Polak. - Wyprowadzali nas jak lwy na arenę".

Długa cisza, kiedy klęczeli, a potem tylko przejmujący brzęk bloków, gdy targnęli się do przodu. Hayes był pierwszy od początku do końca, wygrał w 10 sekund. Biegł dalej za metą i raptem zatrzymał się - stał z uniesioną ręką, jakby zamarł w zachwycie. Był tak piękny w bezruchu, potężny i dostojny, że fotoreporterom zabrakło odwagi, by podbiec blisko. Onieśmieliła ich ta chwila. Nawet oni wyczuli, że teraz chce być sam ze sobą. Maniak był czwarty - pierwszy na świecie wśród białych.

Tokijska sztafeta Zieliński, Maniak, Foik i Dudziak pobiegła porywająco. Ostatnia zmiana - Polska wciąż na czele, Amerykanie na trzeciej-czwartej pozycji. Lecz do walki włączył się Hayes. Potężna siła nie tłumiła miękkości i harmonii ruchów. Kilka susów i był na czele. Wygrał o 0,3 sek. przed naszymi, Amerykanie pobili rekord świata. My poprawiliśmy rekord olimpijski, Francja była trzecia w tym samym czasie. Mielibyśmy złoty medal, gdyby nie on, Bob Hayes.

Przypomniałem sobie to wszystko, gdy przeczytałem w gazetach, że zmarł na raka. Wiesław Maniak nie żył już wówczas od lat.

Wrzesień 2002

Wspomnienie Bohdana Tomaszewskiego - z archiwum "Rzeczpospolitej"

Spośród wielkich sprinterów zapamiętałem go najmocniej. Był milczący, spokojnie rozglądał się dokoła, kiedy wychodzili na stadion. Krok miał stosunkowo krótki, ale szybki, rytmiczny. Z budowy przypominał trochę przyciężki posąg czarnego bożka o delikatnie rzeźbionych mięśniach. Kiedy Bob Hayes w biegu na 100 metrów prześcigał wszystkich na igrzyskach w Tokio (1964), miał 21 lat.

Pozostało 84% artykułu
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Lekkoatletyka
Armand Duplantis kontra Karsten Warholm. Pojedynek, jakiego nie było
Lekkoatletyka
„Biegowe 360 stopni” znów w Zakopanem. „Największa dawka wiedzy dla ludzi kochających bieganie”
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Lekkoatletyka
15. Festiwal Biegowy. Trzy dni rywalizacji i dobrej zabawy