Tymczasem okazuje się, że z tym drugim – a w istocie to całkiem nowym – etapem w karierze może być jeszcze różnie. Nazwisko Henin pojawi się w komputerowym rankingu dopiero za tydzień, na poziomie czwartej dziesiątki, i o awans, sądząc po kalifornijskiej wpadce, nie będzie wcale łatwo. Po raz ostatni Justine pokonana została przez rywalkę ze zbliżonym rankingiem przed czterema laty. Gisela Dulko to tenisistka sprytna i specjalistka od niespodzianek, ale na szczytach kobiecego tenisa jest przecież więcej takich jak ona (w kolejnym meczu Argentynka gładko przegrała z Agnieszką Radwańską). [wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/stopa/2010/03/15/luksus-mistrzyni/]Skomentuj na blogu[/link] [/b][/wyimek]

Potknięcie Henin w obowiązkowym amerykańskim turnieju przypomina mi tegoroczną przegraną Kim Clijsters w Melbourne. Druga z wielkich Belgijek w meczu trzeciej rundy Australian Open była o krok od totalnej kompromitacji i wyniku 0:6 0:6 z Rosjanką Nadią Pietrową.

Obie pokonane mówiły po meczach o zdenerwowaniu i kłopotach z powstrzymaniem lawiny błędów. Podczas konferencji prasowych na ich twarzach nie tylko nie było uśmiechu, ale też nie dało się tam dostrzec wielkiej determinacji. Tego, co jest charakterystyczne dla wybitnych sportowców, którzy już kilka chwil po przegranej zaczynają myśleć o rewanżu.

Clijsters na każdym kroku powtarza, że dla niej sprawami najważniejszymi są córka Jada, mąż oraz rozliczne familijne obowiązki. Rozkładu tenisowych zajęć zmieniać nie zamierza, grać będzie nadal tylko w wybranych turniejach i jedynie wówczas, kiedy nie nastąpi kolizja ze sprawami domowymi. „Nikomu na szczęście nie muszę udowadniać, że jestem jeszcze dobrą tenisistką. W turniejach występuję, bo mogę sobie na taki luksus pozwolić i czasem rozmaite sprawy ze sobą połączyć”. Henin powtarza, że do wielkich pojedynków nie jest na razie gotowa. I to zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym. Kontekst wypowiedzi sugeruje, że wcale nie wiadomo, czy ona chce tej gotowości. Innymi słowy: czy zdecyduje się jeszcze na taki jak dawniej treningowy i startowy wysiłek.

W tej rywalizacji nie da się już poważnie uczestniczyć na pół etatu, bez wkładania w treningi i mecze całej energii. Zarówno Henin, jak i Clijsters zasłużyły na przywilej największych: układania kariery po swojemu, według prywatnego scenariusza. Idąc tą indywidualną ścieżką, mogą nas jeszcze zadziwić, ale szybkie porażki, niestety, też wpisane są w ten plan.