To już szósty mecz tego sezonu, w którym mistrzowie Anglii nie tracą bramki, a sami strzelają jedną. Gdzieś zniknęła łatwość, z jaką piłkarze United jeszcze niedawno potrafili zakręcić w głowach obrońcom rywali, ale wciąż niewiele jest zespołów, które potrafią z nimi choćby zremisować.

Roma była blisko, pewnie nawet remis byłby bardziej sprawiedliwy. Na Old Trafford ani przez chwilę nie zanosiło się na powtórkę sprzed pół roku, gdy piłkarze Luciano Spallettiego przegrali tu 1:7. Roma miała nie mniej okazji do strzelenia bramek niż United, ale albo Tomasz Kuszczak był tam, gdzie trzeba, albo piłkarze gości - jak Simone Perrotta i Mauro Esposito w drugiej połowie - strzelali z bliska obok słupka. - Zagrałem normalny, spokojny mecz. Wiele pracy w nim nie było - mówił potem Kuszczak. Bronił pewnie, najczęściej strzały Francesco Tottiego.Pokazał też jedno ze swoich firmowych wyjść w stylu kamikadze, właśnie Tottiemu. Gdyby zachował się inaczej, Roma prowadziłaby po pierwszej połowie. Manchester wygrał, bo ma Wayne'a Rooneya. Jedyna bramka była piękna, a wszystko trwało kilka sekund: Cristiano Ronaldo do Michaela Carricka, Carrick do Naniego, piłkę dostał Rooney i strzelił, nie patrząc nawet, gdzie jest bramkarz.

W Stuttgarcie Barcelona zrobiła duży krok w stronę drugiej rundy, a Ronaldinho razem z nią. Brazylijczyk wrócił do drużyny po 13 dniach przerwy, zabrał na mecz z VfB siostrę, co robi podobno tylko w wyjątkowych sytuacjach, wyszedł w podstawowym składzie i grał dobrze. Oba gole dla Barcelony padły dopiero po przerwie. Próbowali m.in. Messi, Thierry Henry, a w 53. minucie udało się temu, którego jeszcze wówczas nie powinno być na boisku.

Carles Puyol leczył ostatnio kontuzję i zaczął mecz na ławce rezerwowych, ale już w 7. minucie o zmianę poprosił Rafael Marquez. To właśnie Puyol zareagował najszybciej, gdy w polu karnym VfB Mario Gomez niepotrzebnie starał się pomóc bramkarzowi Raphaelowi Schaeferowi i zmylił go. Mistrzowie Niemiec nie grali źle, ale zapłacili taką cenę jak wiele drużyn grających z Barceloną: tracili głowę w decydujących momentach, jak przy drugiej bramce, gdy po strzale Messiego w drogę Schaeferowi wszedł z kolei Roberto Hilbert.

Największą niespodzianką było zwycięstwo Rangers 3:0 w Lyonie. Jak przyznał Juninnho, Lyon - w ostatnich latach specjalista od awansów do drugiej rundy - gra już tylko o trzecie miejsce w grupie.