Kiedy w sobotę z samego rana cała drużyna wyjeżdżała na wycieczkę, Jakub Błaszczykowski został w hotelu. Dzień wcześniej, podczas sparingu z drugoligowym szwajcarskim FC Schaffhausen bez kontaktu z przeciwnikiem poczuł ból w mięśniu dwugłowym uda. Na szczęście w prawej nodze, a nie w lewej, z którą problemy miał przez cały sezon. Na diagnozę lekarską było za wcześnie, bo prześwietlenie można wykonać dopiero po 24 godzinach, zawodnik był sam ze swoimi myślami.
Kiedy reprezentacja przygotowywała się do jednego z meczów eliminacji mistrzostw Europy, Leo Beenhakker stwierdził, że właśnie w Błaszczykowskim widzi jedną z gwiazd całego turnieju. Teraz musi się przyzwyczajać do myśli, że jego gwiazda może nie zdążyć wyleczyć się na pierwszy mecz z Niemcami, który odbędzie się już za dwa tygodnie.
– Co prawda w niedzielę podczas badań w szpitalu okazało się, że mięsień jest tylko naciągnięty, a nie uszkodzony, ale zrobimy Błaszczykowskiemu jeszcze raz rezonans magnetyczny w Polsce, przed meczem z Danią. Na razie nie można ryzykować jego zdrowia, pozwalając grać w meczach towarzyskich. Na Niemcy może zdąży – mówi lekarz reprezentacji Jerzy Grzywocz.
Beenhakker przyznaje jednak, że nie może sobie pozwolić na to, aby piłkarz ćwiczył indywidualnie przez dwa tygodnie, bo równie ważne są treningi taktyczne, na których reprezentanci uczą się ze sobą współpracować. Kontuzja zawodnika Borussii Dortmund to zresztą niejedyne jego zmartwienie. Szanse na powrót do formy innego rekonwalescenta – Grzegorza Bronowickiego, który kilka tygodni temu przeszedł operację kolana, trener ocenia tylko na 50 procent. Piłkarz Crvenej Zvezdy Belgrad na zgrupowaniu w Donaueschingen trenuje już z całą grupą, jednak nie zagrał w meczu z FC Schaffhausen. I zawodnik, i trener przyznają, że trwa walka z czasem.
– Mam do niego dużo szacunku, bo chociaż widać, że cierpi, to zaciska zęby i próbuje pokazać, że jest w formie na mistrzostwa. To nie jest najłatwiejszy moment w jego karierze, jest bardzo ambitny i chciałby nam pomóc, jednak zdaje sobie sprawę, że czasu nie zostało zbyt wiele – mówi Beenhakker.