Korespondencja z Aviva Stadium

Na razie jest spokojnie i oby tak zostało. Tylko w samolocie lecącym z Warszawy pięciu kibiców nadużyło do tego stopnia, że policja na lotnisku w Dublinie wyprowadziła ich w kajdankach. Po mieście chodzą liczne grupki Polaków, demonstrujących przywiązanie do barw w tradycyjny sposób: białe koszulki, czerwone czapki lub kapelusze urągające wszelkim zasadom dobrego gustu, na plecach flagi. Tak jest od rana. Słychać śpiewy, z których „Gramy u siebie" wydaje się jak najbardziej na miejscu.

Polskich kibiców ma być około dziesięciu tysięcy. Na razie tego nie widać, ale tak zapewne się stanie. Po wyjściu z pubów będą musieli przepchać się przez wąskie uliczki, prowadzące na Aviva Stadium. To kolos na 51 tysięcy miejsc, bardzo ładny architektonicznie, ale na piłkarzach wielkość ani uroda nie powinny zrobić wrażenia. Niektórzy zresztą już tu grali – w 2013 roku przegraliśmy tu 0:2. Wcześniej był tu stadion Lansdowne, gdzie w roku 1973 Polacy spotkali się z Irlandią cztery dni po meczu na Wembley. Wtedy, pewni awansu na mundial, mogliśmy sobie pozwolić na porażkę. Dziś nie.

Ponieważ gramy na wyjeździe, zgłosiliśmy do UEFA czerwony kolor koszulek. Ale dowiedział się o tym Adam Nawałka i kazał zmienić na białe, bo przynoszą nam szczęście. Problemu nie było, bo Irlandczycy wystąpią również w swoim podstawowym kolorze - zielonym.

W roku 2001, w eliminacjach do mistrzostw świata, Polacy ubrani na biało pokonali w Cardiff Walię 2:1. Może historia powtórzy się w Dublinie?