Chyba nie ma osoby w Polsce, która by o nim nie słyszała. Nawet ci, którzy mają nikłe pojęcie o żużlu, znają jego nazwisko. Dla wielu stał się symbolem tej dyscypliny. Jego nazwisko weszło nawet do języka potocznego. Gdy ktoś przesadza, "idzie po bandzie jak Gollob".
Znaczna część kibiców zapewne nie pamięta czasów, gdy Tomasza Golloba jeszcze w żużlu nie było. Wydaje się, że wychowanek Polonii Bydgoszcz startuje od zawsze.
Licencję żużlową zdał w 1988 roku i od razu stał się jednym z najważniejszych zawodników swojego klubu. Jego kariera dynamicznie się rozwijała. Do 1993 roku Polonia z Gollobem w składzie zdobyła cztery medale drużynowych mistrzostw Polski - złoto w 1992, srebro w 1993 (z niewiarygodną średnią punktową 2,713 23-letniego wtedy żużlowca) oraz brąz w 1988 i 1990.
Znakomite występy na krajowych torach przyniosły rezultaty. W 1993 Tomasz Gollob dostał się do finału indywidualnych mistrzostw świata w Pocking (wtedy rozgrywano jeszcze finał jednodniowy). W swoim debiucie wśród najlepszych zajął siódme miejsce, zdobył osiem punktów (tytuł wywalczył Amerykanin Sam Ermolenko). Rok później w Vojens nie poszło już tak dobrze - w pewnym momencie zdarzył się upadek, który przeszkodził w rywalizacji, zero punktów i ostatnie miejsce.
W 1995 zmieniły się zasady rywalizacji o tytuł najlepszego żużlowca świata. Jednodniowy finał poprzedzony eliminacjami zastąpił cykl GP, jaki w nieco zmienionej formie, oglądamy do dziś. 24-letni Tomasz Gollob nowe rozgrywki zaczął z przytupem i na stałe zapisał się w historii Grand Prix. Triumfował w pierwszej rundzie we Wrocławiu.