– Możecie mnie zabić, jeśli przegramy z Atletico, ale na razie dajcie mi pracować – prosił dziennikarzy Pep Guardiola przed meczem z Borussią Moenchengladbach.
Bayern objął prowadzenie już w szóstej minucie (Thomas Mueller) i wydawało się, że pierwszy raz od 2000 roku przypieczętuje tytuł przed własną publicznością. Skończyło się jednak remisem 1:1, a że Borussia Dortmund w tym samym czasie rozbiła 5:1 Wolfsburg, ze świętowaniem trzeba się wstrzymać co najmniej do najbliższego weekendu.
Czy Bayern pojedzie do Ingolstadt już jako finalista Ligi Mistrzów? Guardiola robi, co w jego mocy, by tak się stało. W sobotę zostawił na ławce Roberta Lewandowskiego, Arturo Vidala i Philippa Lahma, a Thiago, David Alaba i Douglas Costa grali nie dłużej niż pół godziny. Cieszy powrót Jerome'a Boatenga, ale piłkarze zdają sobie sprawę z powagi wyzwania, jakie czeka ich we wtorkowy wieczór. By awansować do finału, muszą strzelić Atletico minimum dwa gole. W tym sezonie LM udało się to tylko Barcelonie i Benfice.
Saul jak Maradona i Messi
Wszystkiemu winien Saul Niguez, który w Madrycie urządził sobie rajd między rywalami i zdobył jedyną bramkę. „Xabiego Alonso minął á la Maradona, Juana Bernata niczym Messi" – zachwycał się umiejętnościami 21-letniego pomocnika dziennik „AS". – Hiszpania ma kolejny wielki talent – twierdzi Guardiola.
Saul w weekend odpoczywał. Atletico w lidze hiszpańskiej wciąż goni Barcelonę i odpiera ataki Realu Madryt, ale priorytetem pozostaje Liga Mistrzów. W sobotę do pokonania Rayo Vallecano wystarczyło trafienie Antoine'a Griezmanna. Francuz kilkadziesiąt sekund wcześniej wstał z ławki, bo Diego Simeone, podobnie jak Guardiola, szykuje się na wyniszczającą wojnę.