Relacja z Barcelony
Niczym u Alfreda Hitchcocka, piąta runda mistrzostw świata zaczęła się od trzęsienia ziemi. Faworyci, czyli duet kierowców Mercedesa, ujechali ledwie kilkaset metrów. Po starcie z drugiego pola Nico Rosberg odebrał prowadzenie ruszającemu z pole position Lewisowi Hamiltonowi, ale na wyjściu z długiego zakrętu numer 3 jego Mercedes rozpędzał się wolniej niż maszyna zespołowego partnera. Mistrz świata, podrażniony kolejnym przegranym startem, chciał błyskawicznie zaatakować, ale źle ocenił różnicę prędkości. Próbował uniknąć kolizji, uciekając na trawę, ale tam jego samochód się obrócił i staranował hamującego do kolejnego zakrętu Rosberga.
Wściekły Hamilton wyrzucił z kokpitu kierownicę. – Rozumiem go, ja w złości połamałem słuchawki – mówił szef zespołu Toto Wolff. – To był nieszczęśliwy zbieg okoliczności: Nico popełnił błąd z ustawieniami jednostki napędowej i nagle zabrakło mu mocy, a Lewis musiał w ułamku sekundy podjąć decyzję. Różnica prędkości była zbyt duża.
Kolizja pretendentów do tytułu otworzyła drzwi do walki o zwycięstwo pomiędzy Red Bullem i Ferrari. Na czele początkowo jechali Daniel Ricciardo i Verstappen, awansowany do głównej ekipy Red Bulla po rozczarowujących występach Daniiła Kwiata. Rosjanina przesunięto do Toro Rosso, a 18-letni Holender pięknie odpłacił się swoim szefom za tę decyzję. Spokojnie podążał za zespołowym partnerem i realizował strategiczne założenia ekipy.
Tuż przed półmetkiem wyścigu prowadzący Ricciardo zjechał na swoją drugą zmianę opon i założono mu miękkie ogumienie. Chwilę potem ten ruch skopiował trzeci na torze Sebastian Vettel, natomiast Verstappen i Kimi Raikkonen pięć okrążeń później założyli twardsze opony.