Jakim trenerem był Niemczyk? Na pewno skutecznym. Kiedy wyjechał z Polski, przez blisko pół życia uczył siatkarskiej techniki Niemki, później pracował w Turcji. Mówił o tym zajmująco w 2003 roku w wywiadzie dla „Rz" po powrocie z Ankary, gdzie prowadzona przez niego reprezentacja Polski wywalczyła swój pierwszy złoty medal mistrzostw Europy. Opowiadał w nim o zupełnie innej mentalności grających w siatkówkę kobiet w krajach, w których pracował. Tłumaczył, jak do nich docierał, jak motywował. Bardzo chwalił nasze dziewczyny, z których w ekspresowym tempie ulepił złotą drużynę. – Najlepszą i najładniejszą – jak o niej mawiał.
To był początek wielkiej, choć krótkiej kariery Niemczyka na polskiej ziemi. Wtedy mówił też „Rz" o nowotworze węzłów chłonnych, którego zwalcza tysiącami wypalanych papierosów, litrami markowej whisky i niezliczonymi wizytami w kasynach, bo duszę hazardzisty objawiał nie tylko w sporcie.
Dwa lata później w Zagrzebiu znów był wielki. „Złotka" nie miały sobie równych w kolejnych mistrzostwach Starego Kontynentu. Po dramatycznym boju wygrały w półfinale z Rosją, by w meczu o złoto rozbić Włoszki. Niemczyk miał w zespole wielkie gwiazdy, takie jak Małgorzata Glinka i Dorota Świeniewicz, świetne środkowe na czele z nieżyjącą już Agatą Mróz i Katarzyną Skowrońską, wspaniałą libero, Mariolę Zenik, dwie znakomicie uzupełniające się rozgrywające, Izę Bełcik i Magdalenę Śliwę, bardzo dobrą przyjmującą Milenę Rosner czy skuteczną w ataku Joannę Mirek. Ważną rolę w tej drużynie odgrywała jej kapitan Joanna Przybysz, dziś Jagieło, której znaczenie Andrzej Niemczyk zawsze podkreślał.
Wydawało się, że „Złotka" są na najlepszej drodze, by walczyć z najlepszymi podczas mistrzostw świata w Japonii, ale tak się nie stało. Po konflikcie z Glinką Niemczyk przestał być trenerem reprezentacji, a Polki, już bez niego, poniosły druzgocącą porażkę. Niemczyk bardzo to przeżył i już do zawodu nie wrócił, został telewizyjnym komentatorem i ekspertem.
Od dawna miał kłopoty ze zdrowiem, choć – jak twierdził – tamtego raka przegonił. Ale przyplątał się inny, groźniejszy. Rak płuc. Radykalne metody leczenia ze względu na ogólny stan trenera nie wchodziły w rachubę, uratować mógł go tylko cud. Ale on w swoim stylu wierzył, że i tym razem da sobie radę i jakoś wygrzebie się z kłopotów.