"Rzeczpospolita": Pamięta pan swoje pierwsze obejrzane mistrzostwa świata?
Kamil Grosicki: 1998 rok i finał Francji z Brazylią. Pamiętam z niego oczywiście głównie Zinedine’a Zidane’a . Pozostałych meczów chyba nie oglądałem, albo nie pamiętam. Pierwszy mundial świadomie przeżyty, to turniej w Korei i Japonii w 2002 roku.
Ulubiony piłkarz z kadry Jerzego Engela?
Wtedy największą gwiazdą był Emmanuel Olisadebe. Zapamiętałem też Macieja Żurawskiego. Ale kto wtedy grał na mojej pozycji, już nie pamiętam.
Dla kibica mundial jest czymś wyjątkowym, ogląda po trzy mecze dziennie. Przez miesiąc wyłączony jest z życia. Dla pana MŚ też są czymś szczególnym?