Niewykluczone, że najważniejszą sceną finału mistrzostw Europy, podczas którego Polacy pokonali Włochów w Rzymie 3:0, nie był jeden z asów Norberta Hubera, żadne z potężnych zbić Wilfredo Leona ani nawet któryś ze sprytnych ataków Aleksandra Śliwki. Kluczowe wydarzenia działy się raczej w kwadracie dla rezerwowych. Tam kumulowała się dobra energia i trwał doping, który kolegom z parkietu serwowali zmiennicy.
Czytaj więcej
Polscy siatkarze zagrali fantastycznie i nie dali Włochom szans w finale mistrzostw Europy, wygrywając 3:0 (25:20, 25:21, 25:23). Byli lepsi od pierwszej do ostatniej piłki.
Widzieliśmy, że są drużyną - nazywaną czasem w siatkarskiej bańce „gangiem Łysego”, czyli kapitana Bartosza Kurka - choć niełatwo o jedność, kiedy mecze z pozycji rezerwowego lub nawet kibica muszą oglądać zwycięzcy Ligi Mistrzów i wielokrotni medaliści największych imprez. Taki układ mógłby się wydawać receptą na mieszankę wybuchową. Selekcjoner Nikola Grbić stworzył jednak grupę ludzi, która wie, że dla dobra wspólnoty należy schować ego do kieszeni. To znana prawda, że do reprezentacji nie powołuje się najlepszych, tylko najlepiej pasujących do drużyny.
Czytaj więcej
Polacy byli w euforii po wygraniu finału mistrzostw Europy z Włochami (3:0). Cieszył sam sukces i to, że dokonali tego w Rzymie, bo rok temu przegrali finał MŚ z Włochami w katowickim Spodku. Wspominali też Arkadiusza Gołasia.
Dlaczego polska siatkówka jest potęgą
Polacy razem zwyciężają i ponoszą porażki - choć za kadencji Serba to rzadkość, skoro byli górą a 40 z 46 meczów o stawkę, co w ciągu kilkunastu miesięcy zwieńczyli złotem i brązem Ligi Narodów, wicemistrzostwem świata oraz mistrzostwem Europy - a także wspólnie się bawią. Nie potrzebują elektrowstrząsów wywoływanych wywiadem kapitana ani zdjęć ze wspólnej kolacji tuż po tym, gdy ten kapitan oskarżył kolegów o niedostatki charakteru.