Rzeczpospolita: Powtarza pan sobie jeszcze: „jestem mistrzem świata"?
Vital Heynen: Często ta myśl mi towarzyszy, ale czasami życie ją skutecznie wygania z głowy. Pamiętam, że kiedy Bartek Kurek celnie zaatakował, pomyślałem: „OK, świetnie". Chyba złapałem się za głowę i wbiegłem na parkiet. Może za jakiś czas na to spojrzę? Kilka lat temu zdobyłem brązowy medal mistrzostw Europy z reprezentacją Niemiec i tamte sceny obejrzałem może raz. Najlepsze wspomnienia są w głowie, te obrazy, które zachowa twój umysł.
Liga mistrzów świata jest najlepsza na świecie?
W dalszym ciągu najlepsza jest liga włoska. Cztery, pięć czołowych drużyn prezentuje niesamowity poziom. PlusLiga jest za to bardziej wyrównana. Mamy złotych medalistów mistrzostw świata, wielu innych świetnych Polaków, ale gracze zagraniczni to nie jest najwyższa półka. Wyjątek to może Matej Kazijski. Kilku reprezentantów USA niczego nie zmienia, bo w takim razie co myśleć o Bundeslidze, gdzie też grają Amerykanie? PlusLiga jest druga w Europie, chociaż rosyjskie rozgrywki też o takie miano walczą. Polska jest za to najbardziej atrakcyjna. Macie świetnych kibiców, zwariowanych na punkcie siatkówki. Media interesują się każdym szczegółem. To tworzy wspaniałą otoczkę.
Prawie wszyscy kadrowicze grają w Polsce. To dla pana chyba lepiej?