Drużyna Stephane'a Antigi na razie idzie przez mistrzowski turniej bez straty seta. 3:0 z Serbią, 3:0 z Australią i 3:0 z Wenezuelą. Komplet punktów i żadnych strat, piękny bilans, ale też świadomość, że to dopiero początek wyjątkowo długiej imprezy, której uwieńczeniem będą mecze o medale 21 września w katowickim Spodku.
Polacy grają znakomicie, wszyscy ich chwalą, wysoką formę potwierdzają też statystyki, ale oni sami mają świadomość, że najtrudniejsze spotkania przed nimi.
– Na razie jest łatwiej, niż sądziliśmy – mówi Karol Kłos, a Paweł Zagumny zapytany o szansę naszej drużyny odpowiada spokojnie, by poczekać do przyszłego tygodnia, gdy Polakom przyjdzie grać z najlepszymi zespołami „grupy śmierci". W grupie D rywalizują Amerykanie, Irańczycy, Włosi, Francuzi i Belgowie.
Na razie Polacy myślą o tym, co przed nimi w ten weekend: trzeba wygrać z Kamerunem i Argentyną. Zespół z Afryki to jedna z najsłabszych drużyn mistrzostw, ale na pewno jedna z najbardziej lubianych. Kameruńczycy cieszą się z każdego zdobytego punktu, widać, że gra daje im radość. W czwartek w meczu z Argentyną byli bliscy wygrania trzeciego seta, mieli kilka punktów przewagi, ale proste błędy w końcówce sprawiły, że wypuścili szansę z rąk.
Antiga zapytany, czy w sobotę podobnie jak w meczu z Wenezuelą wpuści na boisko rezerwowych, odpowiedział twierdząco, ale prawdopodobnie zacznie to spotkanie najmocniejszym składem. I dopiero, gdy wszelkie niebezpieczeństwo zostanie zażegnane, wpuści zmienników. A ci palą się do gry. I co istotne, gdy już dostaną szansę, grają tak, że nie widać różnicy pomiędzy nimi a pierwszą szóstką.