Na mistrzostwach świata grali do tej pory tylko pięć razy, z czego trzy na przełomie XX i XXI wieku. Uczestniczyli w dwóch ostatnich imprezach, cztery lata temu zajęli 10. miejsce. Zakwalifikowali się na igrzyska w Tokio.
Wyniki wskazywały na pewną tendencję, ale mimo to wciąż do tej pory traktowani byli w tym sporcie jako egzotyczna nacja. Od teraz tak już nie będzie. Portugalczycy robią furorę na mistrzostwach, na których Polacy – z dużo większymi tradycjami i potencjałem - odpadli już w fazie grupowej, a w środę wygrali „turniej pocieszenia” nazywany Pucharem Prezydenta IHF.
„Czarny koń” o włos od medalu
Fazę grupową Portugalczycy zakończyli na pierwszym miejscu. Pokonali USA, Brazylię i faworyzowaną Norwegię (31:28). W kolejnej rundzie ograli Hiszpanię i Chile, zremisowali ze Szwecją. Znów byli najlepsi.
Czytaj więcej
Polacy przegrali w Herning ze Szwajcarami 28:30 i to rywale awansowali do rundy zasadniczej. Drużynie Marcina Lijewskiego pozostała walka o Puchar Prezydenta.
W ćwierćfinale stanęli naprzeciw Niemiec. W dramatycznym, zakończonym dogrywką, spotkaniu w Unity Arena w Oslo wygrali jedną bramką (31:30). Zawodnikiem meczu został wybrany niemiecki bramkarz Andreas Wolff, co najlepiej świadczy, kto miał w tym pojedynku przewagę.