"Rzeczpospolita": Jak wspomina pan mecz z „brutalami” i „chamami”, bo tak w 2007 roku pisały o polskich zawodnikach niemieckie tabloidy?
Dziennikarze szukali kontrowersji i trochę przesadzili. Piłka ręczna to sport, w którym twarda gra nie jest niczym niezwykłym. My też mieliśmy w swojej drużynie takich zawodników, jak Olivier Roggisch, który potrafił powalczyć w obronie. Polacy grali ostro, ale nie brutalnie. Wielu z nich występowało w Bundeslidze, więc wiedzieliśmy, czego się spodziewać.
Porażka w pierwszym meczu z Polakami was zaskoczyła?
Byliśmy załamani. Graliśmy przed własną publicznością, a kolejna wpadka wyrzuciłaby nas z turnieju. Szliśmy więc krok po kroku, mecz za meczem. Bardzo dużo pewności siebie dali nam kibice. Pamiętam finał w Kilonii, kiedy z trybun wspierało nas 20 tysięcy osób.
Kiedy Polacy przed finałem usłyszeli ryk trybun, pod niektórymi podobno ugięły się kolana…