Zespół trenowany przez Dagura Sigurdssona poleciał do Kataru dzięki dzikiej karcie przyznanej przez IHF. Władze światowej piłki ręcznej wykluczyły z turnieju Australię, a jej miejsce przyznały Niemcom, którzy w kwalifikacjach zostali wyeliminowani przez Polskę.
Spodziewano się, że sprawiedliwości stanie się zadość i Niemcy, w których w ostatnich latach piłka ręczna przeżywa dość mocny kryzys, odpadną już w fazie wstępnej lub awansują do fazy pucharowej z czwartego miejsca. Nic bardziej mylnego.
Trzykrotni mistrzowie świata w Katarze do tej pory wygrali dwa spotkania i są niemal pewni awansu do kolejnej rundy. W grupie D najpierw pokonali Polskę (29:26), potem Rosję (27:26), a we wtorek w starciu z Duńczykami padł remis 30:30. Dla aktualnych wicemistrzów świata i Europy ten remis jest o tyle boleśniejszy, że już w drugim meczu z rzędu stracili punkty. W pierwszym spotkaniu katarskiego turnieju zaledwie zremisowali z Argentyną (24:24).
Niemcy są liderami grupy D i już mogą myśleć o 1/8 finału. Jeśli utrzymają prowadzenie w grupowej tabeli zmierzą się z czwartym zespołem grupy C. Prawdopodobnie będzie to Islandia, czyli kolejna drużyna, która na mistrzostwach gra dzięki dzikiej karcie.
Islandczycy nie radzą sobie tak dobrze jak Niemcy. Co prawda w poprzednim meczu wygrali 32:24 z Algierią, ale nie można powiedzieć, by było to wielkie osiągnięcie. Za to we wtorek byli bliscy sprawienia sensacji. Dzielnie walczyli ze złotymi medalistami olimpijskimi z Pekinu (2008) i Londynu (2012) Francuzami. Przez pewien czas prowadzili nawet trzema bramkami. Jednak islandzki zespół nie wytrzymał tempa, które sam narzucił. Francja zaczęła odrabiać straty i ostatecznie mecz zakończył się remisem 26:26 (14:12).