Gdy obejmował w zeszłym sezonie Legię po nieudanej pracy Ricardo Sa Pinto, można było mieć obawy o to, jak będzie wyglądała gra drużyny. Vuković, który jeszcze jako zawodnik wyróżniał się tym, że dla Legii zostawiał na boisku całe serce, najwięcej mówił o walce i poświęceniu. Gra zespołu z Warszawy długo nie zachwycała, a sam szkoleniowiec w wywiadach podkreślał, że walka w eliminacjach do europejskich pucharów to nie jest czas na piękną grę.
Kiedy Legia odpadła z Glasgow Rangers, a potem przyszły potknięcia w lidze, atmosfera zaczęła gęstnieć. Kibice protestowali, pisząc na transparentach, że „prezes Mioduski zrobił z Legii przeciętniaka". I wtedy przyszedł mecz z Lechem Poznań, w którym Vuković po raz pierwszy w środku pomocy postawił na trzech mikrusów: Andre Martinsa, Luquinhasa i Domagoja Antolicia. Dwaj pierwsi mierzą po 169 centymetrów. Antolić, jest trochę wyższy. Naprzeciwko nich stanęli Jakub Moder (1,88 m), Karlo Muhar (1,88 m) oraz Darko Jevtić (1,82 m) i okazało się, że to piłkarze Legii zdominowali tamto spotkanie.
Od tego czasu warszawski zespół gra coraz lepiej, prowadzi w lidze, po zwycięstwie w Gdańsku nad Lechią 2:0 powiększył przewagę nad wiceliderem do dziewięciu punktów. Wielka w tym zasługa środkowych pomocników, którzy pokazują, że w ekstraklasie wcale nie trzeba grać w myśl zasady „rąbaj, siekaj i uciekaj".
Domagoj Antolić trafił do Legii ponad dwa lata temu z Dinama Zagrzeb. Po reprezentancie Chorwacji wiele sobie obiecywano – miał lepsze CV niż Ivica Vrdoljak, który w 2010 roku był sprowadzony do Warszawy jako gwiazda i kosztował 1,5 mln euro. Antolić po niezłym początku potem długo rozczarowywał. – Pierwszych sześć miesięcy było dobrych, byłem zadowolony ze swojej gry, zdobyliśmy dwa trofea. Potem przyszedł trudny rok. Teraz wreszcie cieszę się z gry, jesteśmy drużyną, która dominuje, stwarza mnóstwo sytuacji. Lubię taki styl – mówi Antolić.
Ten trudny rok to praca w Legii Ricardo Sa Pinto, który stawiał na agresję i przedzieranie się pod bramkę rywali prostymi środkami. Antolić wydawał się na boisku zagubiony, nie angażował się w ataki, nie stwarzał zagrożenia. – Filozofia Vukovicia jest mi bliższa. Całe życie grałem w drużynach, które chciały atakować, starały się być długo w posiadaniu piłki. Za czasów Sa Pinto dominowała agresja, ciężko było mi się do tego przyzwyczaić. Poza tym często siadałem na ławce rezerwowych, trudno było o stabilizację formy. Teraz mnie samemu moja gra się podoba – twierdzi Chorwat.