Legia zaczęła rundę rewanżową Orange Ekstraklasy tak jak pierwszą: od zwycięstwa nad Cracovią po bramkach Takesure’a Chinyamy. ŁKS przegrał z Odrą i jest bardzo blisko drugiej ligi.
Gdy Cracovia i Legia spotkały się w pierwszej kolejce sezonu w Warszawie, Chinyama strzelił jedynego gola meczu. W piątek w Krakowie – obydwa. Po pierwszym pobiegł do linii bocznej i przyłożył dłonie do uszu. To samo zrobił, śmiejąc się do niego, trener Jan Urban. Dla Legii to było pierwsze ligowe zwycięstwo na boisku Cracovii od 1970 roku.
Chinyama często strzela wtedy, kiedy powinien podawać, a podaje, gdy trzeba strzelać, ale w Krakowie dwa razy zrobił wszystko, jak należy. W 54. minucie po akcji Edsona i podaniu Tomasza Kiełbowicza uderzył od razu, a piłka odbiła się jeszcze od pięty Mateusza Urbańskiego. Bramkarz był bez szans. Przed drugim golem Marcin Cabaj niepotrzebnie wyszedł do bocznej linii pola karnego, próbując zatrzymać Edsona. Gdy Brazylijczyk podawał na głowę Chinyamy, bramka była pusta.
Po raz pierwszy w roli gościa do Krakowa przyjechał wypożyczony z Cracovii Piotr Giza. Na boisku, które świetnie zna, też nie potrafił wykorzystać żadnej sytuacji i 15 minut przed końcem Jan Urban zawołał go na ławkę rezerwowych.
Piłkarze Cracovii w pierwszej połowie mieli swoje szanse (Paweł Nowak strzelił w słupek), w drugiej zagrali słabo. System 3-4-3, przy którym upiera się trener Stefan Majewski, świetnie się sprawdza w grach komputerowych, gorzej w życiu.