Nie potrafię wszystkich głaskać

Artur Wichniarek, napastnik Arminii Bielefeld o tym, dlaczego nie był powoływany do reprezentacji, i o swoich szansach na znalezienie się w kadrze na mistrzostwa Europy

Aktualizacja: 23.04.2008 11:04 Publikacja: 23.04.2008 03:48

Artur Wichniarek

Artur Wichniarek

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Rz: Zdziwił się pan, kiedy okazało się, że Leo Beenhakker widzi pana w grupie 30 zawodników, spośród których wybierze kadrę na mistrzostwa Europy?

Artur Wichniarek:

Specjalnie się nad tym nie zastanawiałem, zajęty byłem walką o to, by Arminia utrzymała się w Bundeslidze. To jest teraz dla mnie najważniejsze. Najpierw jest klub, w którym muszę się dobrze spisywać, żeby pojechać na Euro, a dopiero później ewentualnie będzie turniej. A to, że w ogóle jestem brany pod uwagę przy ustalaniu drużyny, na pewno jest bardzo miłe.

Wydawało się, że nie należy pan do ulubieńców trenera. 45 minut w meczu towarzyskim, mimo że regularnie strzelał pan gole w meczach Bundesligi.

Ulubieńców to mają dziennikarze, a piłkarze są powoływani do kadry wtedy, kiedy trener ich potrzebuje. Oczywiście, jeśli chodzi o napastników, liczą się przede wszystkim gole, jednak nie tylko z tego się ich rozlicza. Ostatnio w Arminii nie trafiam regularnie, tylko wypracowuję bramki innym zawodnikom. Poza tym warto pamiętać, że nie gram ani w lidze polskiej, ani w cypryjskiej, gdzie cztery gole w meczu to normalna rzecz, a jeśli napastnik ma w sezonie 31 trafień, to nic wyjątkowego. Oczywiście, że Luca Toni pokonał już bramkarzy 20 razy, ale on gra w Bayernie Monachium, gdzie pracuje na niego cała drużyna, a w Bielefeld cała drużyna pracuje na zwycięstwo. Cieszę się, że Beenhakker ma profesjonalny sposób działania, że nie powołuje napastników po relacjach w gazetach, tylko musi wysłać na mój mecz swego asystenta.

Reprezentacja Polski też nie jest łatwą drużyną dla napastników, bo gole strzelają głównie pomocnicy.

Reprezentacja to też drużyna, ale specyficzna. Jest rotacja w składzie, a wspólnych treningów przed meczami w eliminacjach, jak dobrze pójdzie, uda się zaliczyć dwa lub trzy. Rolą napastnika powinno być strzelenie gola albo nastraszenie przeciwnika, żeby bez przerwy biegało przy nim trzech obrońców. W ten sposób Ebi Smolarek dostaje tyle wolnego miejsca, że zawsze coś strzeli. Futbol się zmienił, dużo bramek zdobywają obrońcy, nie jest już tak jak 30 lat temu, że jak bramkarza rywali pokonał ktoś inny niż napastnik, to było wielkie wydarzenie.

W Niemczech strzeliłem 70 goli, a w reprezentacji zagrałem dwa mecze. Nikogo nie obwiniam, to fakty

Kiedy nie otrzymywał pan powołań, wielu dopatrywało się przyczyny w pana trudnym charakterze. Beenhakker bał się, że zepsuje pan atmosferę w drużynie?

Problem polega na tym, że jeszcze żaden trener nigdy mi w oczy nie powiedział, że coś mu się nie podoba w moim zachowaniu. Zawsze byłem zawodnikiem, który nie bał się powiedzieć prawdy, jednak nie sądzę, by był to problem dla kogoś, kto prowadzi drużynę. Lepiej przecież mówić prawdę, niż kłamać. Nie rozumiem, dlaczego ludzie się za to gniewają. To nie moja wina, że szczerość kogoś razi i do mnie zniechęca, nie potrafię wszystkich głaskać po głowie, kiedy coś mi się nie podoba.

A nie narzekał pan na to, że w jedynym meczu reprezentacji, w jakim zagrał pan za kadencji Beenhakkera – towarzyskim z Czechami – trener wystawił pana tylko na pierwszą połowę?

Nie. Takie były ustalenia, ponieważ w piątek grałem mecz ligowy. W 45 minut na pewno trudno jest zaistnieć, pokazać umiejętności i udowodnić trenerowi, że się nadaję do drużyny, jednak wydaje mi się, że w tym przypadku chodziło o coś innego. Beenhakker chciał zobaczyć, jak pracuję na treningach i jak radzę sobie z presją. Z mojego powrotu po czterech latach do kadry zrobiło się wielkie zamieszanie w mediach i ludzie byli bardzo ciekawi mojej dyspozycji. Powołanie do grupy 30 zawodników dostałem jednak za całokształt, za mecze w barwach Arminii, a nie za tamten epizod.

Oglądał pan mecze reprezentacji w eliminacjach?

Oglądałem, bo reprezentacja Polski to także moja reprezentacja. Jako piłkarz przez całą karierę robiłem wszystko, by w niej grać. Strzelałem gole, jako pierwszy w historii zostałem dwa razy z rzędu królem strzelców 2. Bundesligi, a jednak powołań do kadry nie dostawałem. Trener Jerzy Engel mówił, że 2. Bundesliga to niski poziom, a kiedy Jacek Krzynówek przez rok grał w tych rozgrywkach z Norymbergą, to mimo wszystko nadal był wartościowym zawodnikiem i dostawał nagrody Piłkarza Roku.

Ma pan szczególny żal do któregoś z selekcjonerów?

Nikogo nie obwiniam, stwierdzam fakty. Dokuczać też mi się już nikomu nie chce. Dziwne jest dla mnie jednak, że kiedy wyjeżdżałem z Polski, uznawany byłem za talent nie wiadomo jak wielki, a potem, kiedy w Niemczech strzeliłem w różnych rozgrywkach 70 goli, zagrałem tylko dwa mecze w reprezentacji. Każdy może sobie odpowiedzieć, czy to normalne.

Bielefeld jest pana ulubionym miejscem na ziemi?

Nie, ulubionym jest Poznań. Ale rzeczywiście najlepiej gra mi się w Arminii. Kiedy przechodziłem do Herthy Berlin, myślałem, że idę do klubu z wielkimi ambicjami, że uda mi się zaistnieć w wielkim futbolu. Z perspektywy czasu żałuję tej przeprowadzki, miałem inne propozycje. W Berlinie wystawiali mnie na boku pomocy, mimo że dobrze czuję się tylko w ataku. Teraz trafił tam Łukasz Piszczek i ostatnio zagrał kilka meczów w obronie. Niestety, czasami podejmuje się decyzje, których później się żałuje.

Teraz Arminia broni się przed spadkiem z Bundesligi. Dla pana występ na mistrzostwach Europy mógłby być dobrą promocją i łatwiej byłoby znaleźć innego pracodawcę w nowym sezonie.

Liczę, że utrzymamy pierwszą ligę w Bielefeld. Teraz już wszystko zależy od nas, nie musimy patrzeć na wyniki innych drużyn. A czy pojadę na mistrzostwa Europy – jeszcze nie wiem. Chyba za daleko byśmy zaszli, dochodząc do wniosku, że dla Beenhakkera jestem pewniakiem.

Mecz z Niemcami na Euro byłby dla pana wyjątkowym wydarzeniem?

Mecz jak mecz, tyle że rywal trudny i stawka wysoka. Problem polega na tym, że na takim turnieju jak mistrzostwa Europy nie ma już drużyn, na które dobrze byłoby trafić. Moim zdaniem przez tak długie eliminacje nie przebrnął nikt przypadkowy, a że drużyn jest tylko 16, to rzeczywiście zostały już wyłącznie te najsilniejsze. Jeśli nie pojadę na turniej, i tak rozpaczał nie będę. Stary nie jestem, wydaje mi się, że rozegram jeszcze kilka dobrych meczów w życiu.

Urodzony 28 lutego 1977 r. w Poznaniu, napastnik. Karierę zaczynał w Lechu, skąd w 1997 roku trafił do Widzewa Łódź. Zimą 1999 roku przeszedł do Arminii Bielefeld, która na koniec sezonu spadła do 2. Bundesligi. W drugiej lidze niemieckiej dwukrotnie zdobył tytuł króla strzelców i zyskał przydomek „Król Artur”. W latach 2003 – 2006 grał w Hercie Berlin, ale nie przebił się do podstawowego składu i wrócił do Arminii. W reprezentacji Polski zadebiutował 3 marca 1999 r. w spotkaniu z Armenią. Do tej pory w kadrze rozegrał 17 spotkań i strzelił cztery gole.

Rz: Zdziwił się pan, kiedy okazało się, że Leo Beenhakker widzi pana w grupie 30 zawodników, spośród których wybierze kadrę na mistrzostwa Europy?

Artur Wichniarek:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Piłka nożna
Floriani Mussolini. Piłkarz z prowokującym nazwiskiem
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Piłka nożna
Rok 2025 w piłce. Wydarzenia, którymi będziemy żyli w najbliższych miesiącach
Piłka nożna
Gdzie zagra Cristiano Ronaldo? Wkrótce kończy mu się kontrakt
Piłka nożna
Marcin Animucki: Pieniędzy będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Piłka nożna
Sukces kobiecej reprezentacji, porażka męskiej. Rok 2024 w polskim futbolu
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay