Nawet jeśli zwycięzca wyścigu jest już znany i po nocach układa kadrę na dwa najbliższe mecze towarzyskie – przedstawienie w PZPN będzie trwać. Na czwartkowym posiedzeniu zarządu działacze zapoznają się z co najmniej dwiema kandydaturami, by pokazać, że konkurs nie był tylko zasłoną dymną.
Przedstawiciele komisji trenerów wyznaczonej przez związek do wskazania swojego faworyta zapewniają, że kandydatów wyselekcjonowali spośród kilkunastu chętnych: z Polski i z zagranicy. Ale zarekomendują trenera polskiego.
Najwyżej stoją akcje Franciszka Smudy, który podobno dogadał już wszystkie szczegóły umowy, a w rozmowach z dziennikarzami najpierw wszystkiemu zaprzecza, a później opowiada, jak wyglądać będzie kadra pod jego kierownictwem. We wtorek z Grzegorzem Latą i Antonim Piechniczkiem spotkał się Henryk Kasperczak.
- Wreszcie rozmawialiśmy poważnie, bo gdy grałem jeszcze w piłkę, różnie w tym gronie bywało. Nieprawda, jak napisała jedna z gazet, że zrzekłem się pensji, jeśli nie wyjdziemy z grupy na Euro 2012. Była tylko mowa o specjalnej premii za sukces. Jeśli wszyscy piszą, że wygrał już Smuda, to może tak będzie. Nie denerwuję się, bo nie mam na to wpływu – mówi "Rz" Kasperczak.
Trener przyznaje, że byłby głównym faworytem, gdyby nie spadek prowadzonego przez niego Górnika z ekstraklasy. – Nikt już nie pamięta, że prowadziłem pięć różnych reprezentacji, że prowadziłem je na olimpiadzie i mundialu albo że z Wisłą dwa razy zdobywałem mistrzostwo Polski – dodaje.