Reklama

Do Lechii wrócił rozum

Za cztery dni wraca liga. W Gdańsku zima to był czas transferów. Tym razem postawiono na jakość.

Publikacja: 09.02.2015 21:43

Do Lechii wrócił rozum

Foto: PAP

Letnie okno transferowe w Lechii Gdańsk przypominało wyprzedaż w dyskoncie. Działacze wraz z otwarciem drzwi do sklepu rzucili się, tratując  pozostałych klientów, byle tylko wyszarpać towar z półek. Nieważna jakość, nieważne, czy potrzebny czy nie.

Efekt tych działań był taki, że Lechia zamiast myśleć o mistrzostwie zimę spędziła na czwartym od końca miejscu w tabeli, z zaledwie czteropunktową przewagą nad strefą spadkową.

Brzęczek stawia na swoim

Teraz było więcej spokoju, a gdyby nie wcześniejsze zachowanie szefostwa, można by pomyśleć, że w Gdańsku mają wreszcie plan i pomysł na zespół. Lechia zamiast sprowadzać młodych i anonimowych zagranicznych piłkarzy z zaprzyjaźnionych agencji menedżerskich, sięgnęła po polskich weteranów. Kluczową postacią jest w tej układance trener Jerzy Brzęczek – zdecydowanie bardziej stanowczy od poprzedników.  To on nie zgodził się na kolejne dyskontowe szaleństwo.

Brzęczek zażądał piłkarzy doświadczonych – szczególnie do obrony – i takich dostał. Szefostwo klubu jest pod ścianą, bo wie, że „projekt Lechia" w drugiej lidze nie ma sensu. Dlatego wynik sportowy – za który odpowiada Brzęczek – stał się ważniejszy od kolejnego przerzucania towaru dla samego ruchu w interesie. Ciekawe, na jak długo.

Gdy trenerem był Portugalczyk Quim Machado, sprowadzono 22 zawodników. Wyników nie było, więc Machado wrócił do domu, a promowaniem zawodników – poprzez dawanie im szans na występy w lidze – zająć się musiał Tomasz Unton.

Brzęczkowi sprowadzono sześciu piłkarzy, a czterech innych pożegnało się zimą z Gdańskiem. Z niemieckiej 2. Bundesligi, z TSV 1860 Monachium ściągnięto 31-letniego Grzegorza Wojtkowiaka, który jeszcze jesienią był powoływany do reprezentacji przez selekcjonera Adama Nawałkę – chociażby na mecze z Niemcami i Szkocją.

Na lewą obronę do ligi wraca Jakub Wawrzyniak i chociaż złośliwi od razu wypomnieli mu, że murawę w Gdańsku zna doskonale i z bliska (słynne poślizgnięcie się, które doprowadziło do straty gola w meczu z Niemcami jeszcze za kadencji Franciszka Smudy), to lepszego piłkarza na tej pozycji w Polsce wciąż nie ma, o czym najlepiej wie Nawałka.

Reklama
Reklama

Majstersztykiem jednak było ściągnięcie do Lechii największego bohatera jesieni – Sebastiana Mili. Wychowanek klubu, zawsze deklarujący swoją miłość i przywiązanie do Lechii, został już kapitanem zespołu i dźwignią marketingową klubu. Dzięki niemu piękny stadion ma zacząć się zapełniać.

Mleko wciąż kipi

„Projekt Lechia" w pierwotnej wersji zakładał zarabianie na występach w pucharach. W tym sezonie będzie jednak niezwykle trudno zająć miejsce w tabeli, które gwarantowałoby prawo gry w Europie. Dlatego trzeba jeszcze wzmocnić działania marketingowe mające na celu przyciągnięcie kibiców na straszący pustymi miejscami stadion. To było decydujące przy podpisaniu umowy z Milą, podobnie jak przy przedłużeniu kontraktów z piłkarzami, z którymi fani zielono-białych szczególnie się utożsamiają: Mateuszem Bąkiem i Piotrem Wiśniewskim.

Ten spokój i rozwaga w Lechii to jednak mogą być tylko pozory, gdyż klub wciąż przypomina garnek gotującego się mleka. Na razie zmniejszono gaz, znalazła się przykrywka, udało się powstrzymać kipienie, ale w każdej chwili stare może wrócić.

Pod koniec poprzedniej rundy doszło do małej rewolucji. Wyrzucono zalecającego rozwagę dyrektora sportowego Andrzeja Juskowiaka, który niemal na noże walczył z tymi, którzy faktycznie mieli decydujący głos. Prezesem klubu w końcu został Adam Mandziara, który i tak jako przedstawiciel głównego udziałowca Franza Josefa Wernze o wszystkim w decydował.

Mandziara przez lata był menedżerem piłkarskim, który szczególnie dużo interesów robił z Wisłą. Na krakowskim podwórku był kilkanaście lat temu niemal monopolistą. Między stronami doszło jednak do burzliwego rozstania, a w listopadzie 2014 sąd orzekł, że Wisła jest winna menedżerowi ponad 3 miliony złotych.

Szara eminencja

Mniejsi sponsorzy Lechii, a także miasto wymogło w końcu, by Mandziara objął funkcję prezesa, skoro i tak od niego najwięcej zależało. Takich żądań jednak nikt nie wysunął wobec kolejnej szarej eminencji gdańskiego klubu, aktywnego menedżera (jego piłkarzem jest chociażby Wawrzyniak) Mariusza Piekarskiego.

Reklama
Reklama

Można przypuszczać, że jeśli Brzęczek uratuje Lechię przed spadkiem, prawdopodobnie znowu ważniejsze przy podpisywaniu umów z kolejnymi graczami będzie to, czy znalazł się inwestor, który pokryje wszelkie koszty, niż jakość piłkarska. Na razie jednak trzeba przede wszystkim gasić pożar.

Piłka nożna
Czy Widzew rozbije bank? Kolejny transferowy rekord Ekstraklasy na horyzoncie
Piłka nożna
FIFA The Best. Ewa Pajor, Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny bez nagród
Piłka nożna
Zinedine Zidane bliżej powrotu na trenerską ławkę. Jest ustne porozumienie
Piłka nożna
Przy Łazienkowskiej czekają na zbawcę. Legia kończy rok na dnie, niechlubny rekord pobity
Piłka nożna
Kacper Potulski. Strzelił gola Bayernowi, może wkrótce sprawdzi go Jan Urban
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama