Juventus czwarty raz z rzędu mistrzem Włoch

Zespół z Turynu pokonał w Genui Sampdorię 1:0 i zapewnił sobie tytuł na cztery kolejki przed końcem rozgrywek. Od czterech lat Juventus bezlitośnie rozjeżdża krajowych rywali z konsekwencją i wdziękiem walca drogowego.

Aktualizacja: 03.05.2015 18:20 Publikacja: 03.05.2015 18:03

Juventus czwarty raz z rzędu mistrzem Włoch

Foto: AFP

Dominacja rozpoczęła się w 2011 roku, gdy w ryzy żelaznej dyscypliny zdemoralizowany zespół wziął emocjonalny Antonio Conte, były as Juve i włoskiej reprezentacji. Po meczu sprawiał wrażenie bardziej wyczerpanego od swoich piłkarzy. Nazwali go sierżantem, stworzył drużynę na swoje podobieństwo: potrafiącą wygrać siłą woli.

W ubiegłym roku Conte uznał, że już więcej nie wyciśnie ani z Juve, ani z kieszeni właścicieli klubu, rodziny Agnellich (firma Fiat), na zakup gwiazd i pod pretekstem nerwowego wyczerpania zrezygnował, by niedługo potem zostać trenerem reprezentacji.

Gdy w lipcu zeszłego roku Juventus objął oszczędny w gestach i słowach, wiecznie zamyślony Massimiliano Allegri (w 2011 r. wywalczył mistrzostwo z Milanem), wszyscy, łącznie z graczami Juve, mieli wątpliwości. Wieszczono nawet, że trzyletni zwycięski cykl dobiegł końca.

Ale nowy trener szybko przekonał do swoich metod i idei cały zespół, nawet Andreę Pirlo, z którym śmiertelnie pokłócił się w Milanie. Powrócił do gry czterema obrońcami (Conte grał trójką) i Juventus przestał tracić głupie bramki. Udało mu się też twardej, chropowatej grze Juve nadać trochę poloru. Wykorzystał w pełni kreatywność i inteligencję Pirlo, a także czołowego młodego pomocnika w Europie, 22-letniego Francuza Paula Pogby.

Juventus to nie były już wyłącznie siła, serce i ambicja. Zespół zaczął grać z głową i po kilku miesiącach oglądało się jego mecze, nie ryzykując bólu zębów, choć wymagający esteci futbolu do dziś mają z tym problem. Allegri zmienił drużynę Contego w solidną, czasem nieprzewidywalną machinę do strzelania bramek, z wreszcie ustatkowanym i dowartościowanym Carlosem Tevezem na szpicy (28 bramek w tym sezonie). Tak na marginesie: o ile przedtem kibice rywali Juve skandowali: „Jesteście brzydcy jak fiat multipla", o tyle teraz czepiają się urody Teveza.

Naturalnie gra Juventusu, jak każdej włoskiej drużyny, zbudowana jest na żelaznej obronie. Reprezentacyjny blok Gianluigi Buffon, Giorgio Chiellini, Andrea Barzagli, Leonardo Bonucci (plus Szwajcar Stephan Lichtsteiner) wpuścił w tym sezonie ligowym tylko 20 bramek.

Opiewany już przez media sukces Juve („Bianconeri! Można oszaleć! (z zachwytu)" – „Gazzetta dello Sport"; „Bajeczne Juve" – „Corriere dello Sport") to jednocześnie klęska największych konkurentów. Oba mediolańskie kluby, Inter, a szczególnie Milan, wpadły w gigantyczny kryzys finansowo-sportowy. Inter jest już własnością Erica Thohira z Indonezji, a Silvio Berlusconi sprzedaje (ponoć tylko w 49 procentach) swój klub Bee Taechaubolowi z Tajlandii.

Co więcej, świetnie grająca w pierwszej połowie sezonu AS Roma (klub jest w rękach amerykańskiego Włocha Jamesa Pallotty) kompletnie posypała się w drugiej.

Jak podkreślają znawcy futbolowego biznesu, gdy nadszedł kryzys, tylko Juventus, dzięki rozsądnemu, profesjonalnemu zarządzaniu, zimnej głowie na rynku transferowym i oglądaniu każdego euro z dwóch stron, był klubem zdrowym. Milan, Inter i Roma przez lata żyły ponad stan. Były w czołówce dzięki grubym milionom, które właściciele co roku topili, pokrywając niedobory w kasie i kupując gwiazdy. Gdy przyszedł globalny kryzys, trzeba było najpierw sprzedać czołowych graczy, a potem kluby.

Juventus w czasie, gdy Real Madryt kupował Garetha Bale'a za 100 mln euro, a Inter i Milan staczały się w ligową przeciętność, sprowadził Pirlo z Milanu za darmo, skauci wypatrzyli talent Pogby i ściągnęli chłopca z Manchesteru United, nie wydając ani grosza. Na skłóconego z Manchesterem City i całym światem Teveza Andrea Agnelli wyłożył zaledwie 9 mln euro. Najpewniej Argentyńczyk będzie w tym sezonie królem strzelców.

Kto wie jednak, czy najważniejszą wiktorią Allegriego i drużyny, która nie tylko zdaniem Contego miała być wypalona i w starciu z zagraniczną konkurencją bez szans, nie jest półfinał Ligi Mistrzów.

Naturalnie nieco pomogło losowanie. W fazie pucharowej Juventus pokonał zdekompletowaną i rozkupioną Borussię Dortmund i stosunkowo słabe AC Monaco, co jednak nie umniejsza sukcesu.

Ile naprawdę jest wart Juventus i jego kolejne scudetto, przekonamy się już we wtorek, gdy w Lidze Mistrzów przyjdzie turyńczykom zmierzyć się z potężnym Realem Madryt Carlo Acelottiego.

Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Legia zdobyła Puchar Polski i uratowała sezon
Piłka nożna
Puchar Polski. Legia śrubuje rekord i ratuje sezon, Pogoń znów bez trofeum
Piłka nożna
W Liverpoolu zatrzęsła się ziemia, bo Alexis Mac Allister strzelił gola
Piłka nożna
Finał Pucharu Polski na PGE Narodowym. Kamil Grosicki chce wygrać dla córki
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Wieczór efektownych bramek w Barcelonie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne