Wszyscy skupieni są na Legii i Lechu, których rywalizacja momentami przypomina nie do końca udany skecz kabaretowy, a tymczasem „po wielkiemu cichu" do walki o mistrzostwo Polski włączyła się Jagiellonia Białystok. Klub w porównaniu z Legią i Lechem prowincjonalny: bez znanych piłkarzy, bez porównywalnych pieniędzy i szumu medialnego. Ale skoro czołowa dwójka zrobiła z wyścigu o tytuł happening, grzechem byłoby nie włączyć się do zabawy.
Największą siłą Jagiellonii jest jej trener Michał Probierz – w Białymstoku magnat kresowy. To on doprowadził zespół z Podlasia do największego sukcesu, czyli zdobycia Pucharu Polski w 2010 roku i eliminacji Ligi Europejskiej. To wtedy po raz pierwszy zapanowała moda na Probierza. Przymierzano go do większych klubów, niektórzy widzieli w nim selekcjonera reprezentacji.
Niech się pomęczy
Ale sparzył się na Wiśle Kraków, nie poszło mu też za granicą – w Arisie Saloniki, który był przeciwnikiem Jagiellonii we wspominanych eliminacjach LE. Nie powiodło mu się w zaczynającej mieć mocarstwowe ambicje Lechii Gdańsk. Król podwórka wrócił więc do siebie, już nie tak popularny, nie tak rozchwytywany i znowu jego Jaga jest sensacją ligi.
W Wiśle przegrał z doświadczonymi zawodnikami, którym nie podobała się surowość i stawianie zasad ponad wszystko. W starciu z Arkadiuszem Głowackim, Łukaszem Gargułą, a przede wszystkim Radosławem Sobolewskim był bez szans.
Do Grecji trafił w środku kryzysu gospodarczego: zawodnicy miesiącami nie dostawali pensji, co – jak twierdzi – było główną przyczyną jego odejścia. Greckie media pisały jednak o problemach Probierza z dogadaniem się z piłkarzami. Po raz kolejny na przeszkodzie miała stanąć jego surowość oraz przywiązanie do dyscypliny. Jedną z pierwszych decyzji trenera było odsunięcie od zespołu gwiazdy – Meksykanina Nery'ego Castillo, który przez trzy dni nie pojawiał się na treningu, co nawet Grekom powinno się kojarzyć z naruszeniem dyscypliny
Probierz lubi gierki psychologiczne, rozgrywki personalne. Podczas meczów bezustannie wywiera presję na sędziów (chociaż ostatnio jakby się uspokoił), gestykuluje, krzyczy – odgrywa swój teatr. Na młodych piłkarzach robi to wrażenie, na starych – niekoniecznie.
W tym sezonie w jednym z meczów zdjął z boiska swojego ulubieńca Patryka Tuszyńskiego, jeszcze w pierwszej połowie. Nie wezwał go na rozmowę od razu po spotkaniu. Znajomemu tłumaczył, że Tuszyński musi zachodzić w głowę, co źle zrobił w trakcie meczu. „Niech się pomęczy. Na dobre mu to wyjdzie" – mówił Probierz.