Lech musi wykonać już tylko mały krok do mistrzostwa. Wystarczy, że zespół Macieja Skorży zdobędzie punkt – urządza ich nawet bezbramkowy remis – w meczu u siebie z Wisłą Kraków, i siódmy tytuł dla poznaniaków stanie się faktem.
Lech rozpoczął sezon fatalnie i długo wydawało się, że odda walkę o trofeum walkowerem. W połowie rundy jesiennej tracił do Legii już nawet dziewięć punktów i całkiem zasadne wydawały się rozważania, czy Kolejorz wejdzie w ogóle do grupy mistrzowskiej. Przerwę zimową drużyna Skorży spędziła na szóstym miejscu w tabeli i miała aż sześć punktów straty do lidera z Warszawy.
Aż trzech trenerów prowadziło Lecha w kończących się właśnie rozgrywkach. Sezon rozpoczął Mariusz Rumak, który jednak w sierpniu został zwolniony, gdy nie awansował do fazy grupowej Ligi Europejskiej (trzeci sezon z rzędu). Porażka była o tyle bolesna, że rywalem, który wyrzucił Lecha z Europy, byli półamatorzy z Islandii. Rumakowi pokazano drzwi, ale dość szybko wylądował w Zawiszy Bydgoszcz, z którym dzielnie walczy o utrzymanie (musi jutro pokonać na wyjeździe Ruch i liczyć na potknięcie Korony lub Górnika Łęczna). Rumak może więc w tym samym sezonie odebrać złoty medal za mistrzostwo i zaliczyć spadek. Jako trener tymczasowy przez trzy tygodnie pracował w Poznaniu Krzysztof Chrobak, a następnie ustąpił miejsca Skorży.
Legia pokpiła sprawę. Jesienią wydawało się, że to drużyna poza zasięgiem reszty zespołów w lidze. Wiosną jednak przeszła koszmarną metamorfozę in minus. Idealnie obrazuje to środowy mecz w Gdańsku: zawodnicy Henninga Berga z taką zawziętością walczyli o mistrzostwo, że oddali zaledwie jeden celny strzał i tylko bezbramkowo zremisowali. Tym samym wyścielili czerwonym dywanem Lechowi ostatnią prostą do mistrzostwa.