Początek sezonu Barcelony był wręcz sensacyjny, bo mimo kontuzji kilku ważnych graczy Hansi Flick natchnął drużynę do gry nie tylko skutecznej, ale także efektownej. Wystarczyło kilka tygodni, aby stwierdzić, że pod jego okiem piłkarze – nie tylko młodzi, także ci bardziej doświadczeni – kwitną.
Katalończycy wygrali 11 z 12 pierwszych meczów LaLiga, w tym El Clasico z Realem Madryt (4:0), a udaną jesień w Lidze Mistrzów ozdobili pokonaniem Bayernu Monachium (4:1) po wstępie określonym przez niektórych jako „dzieło sztuki”. Zawodnicy Flicka rozgościli się na czele tabeli LaLiga patrząc z góry na Królewskich, a Lewandowski zepchnął w cień Kyliana Mbappe.
Czytaj więcej
Juergen Klopp zaczyna nowy etap w karierze. Będzie doradzał klubom Red Bulla, szukał dla nich piłkarskich talentów oraz wspierał swoją wiedzą trenerów.
To był listopad. Minęły dwa miesiące i Barcelona jest w zupełnie innym miejscu. Katalończycy do końca roku wygrali później tylko jeden z siedmiu meczów ligowych. Kibice – zamiast cieszyć się przewagą - liczą dziś straty nie tylko do Realu, ale także Atletico Madryt.
Barcelona straciła punkty z Getafe. Ataki na jałowym biegu
Nowy rok dał oczywiście nową nadzieję. Barcelona odniosła dwa wysokie zwycięstwa w Pucharze Króla – nad UD Barbastro (4:0) i Realem Betis (5:1) - oraz zdobyła Superpuchar Hiszpanii po może najlepszym meczu sezonu i efektownym zwycięstwie nad Realem Madryt (5:2). Wydawało się, że drużyna przetrwała kryzys – zarówno ten sportowy, jak i instytucjonalny.