Czesław Michniewicz wolał na boisku destrukcję od kreacji, bo zasoby ocenił jako skrajnie ograniczone i uznał, że „nie zamieni wody w wino”. Fernando Santos futbolem niezbyt się przejmował, bo przyjechał do Polski na intratną emeryturę, a Michał Probierz mówi dużo o grze aktywnej, ale jego plan na spotkania ze Szkocją (3:2) oraz Chorwacją (0:1) najlepiej wyglądał na papierze.
Polacy oddali w tych dwóch meczach pięć celnych strzałów i to wystarczyło do zdobycia trzech punktów. Kierując się zdrowym rozsądkiem, trudno było wymagać więcej – wygrana w Glasgow otwiera naszej reprezentacji drogę do walki o utrzymanie w najwyższej dywizji Ligi Narodów – ale drużynę mieliśmy oceniać nie tylko za wynik, lecz również za styl, a ten optymizmu nie wzbudził.
Czytaj więcej
Francuzi pierwszy raz od sześciu lat stracili trzy gole w meczu domowym i przegrali na otwarcie Ligi Narodów z Włochami 1:3, bo znów byli bezbarwni w ataku, a tym razem zawiodła także defensywa.
Czego dowiedzieliśmy się o Polakach po meczach Ligi Narodów?
Piłkarze mieli atakować rywali wysokim pressingiem, podejmować ryzyko w ataku pozycyjnym oraz strzelać z dystansu. Właśnie odbiory i indywidualne akcje zaowocowały golami strzelonymi Szkotom, ale wynik był w Glasgow znacznie lepszy niż gra. Reprezentację za ofensywne nastawienie chwaliliśmy głównie, widząc skład. Początek meczu okazywał się momentem, który komplikuje plan.
Probierz stawiał na zawodników, którzy mają więcej talentu do gry w piłkę niż do biegania, ale na razie stać ich jedynie na przebłyski. Dwa ostatnie spotkania pokazały, że wciąż mamy drużynę, która musi cieszyć się z małych rzeczy, bo tylko przez kilka–kilkanaście minut potrafiła realizować na boisku plan. Polacy w obu meczach byli przy piłce przez 40 proc. czasu gry i wymienili tylko po 350 podań.