Po porażce z Bayerem Leverkusen (0:3) w meczu na szczycie Bundesligi Tuchel miał oznajmić piłkarzom, że są słabsi, niż myślał, więc teraz sam dostosuje się do ich poziomu.
Te słowa obróciły się przeciwko niemu, bo jego czas w Monachium powoli dobiega końca. Czarę goryczy przelała przegrana z Lazio Rzym w 1/8 finału Ligi Mistrzów (0:1, Bayern nie oddał ani jednego celnego strzału) oraz ligowa wpadka w Bochum (2:3).
Czy Bayern ma jeszcze szansę na jakieś trofeum?
- Gdybyśmy zagrali ten mecz jeszcze pięć razy, to odnieślibyśmy pięć zwycięstw — skomentował niedzielny występ swojej drużyny Tuchel. Ale chyba nikt mu nie uwierzył. Na pewno nie szefowie Bayernu, którzy uznali, że najlepszym wyjściem będzie w tej sytuacji rozstanie. Inaczej niż w przypadku Juliana Nagelsmanna, któremu rok temu w marcu podziękowali ze skutkiem natychmiastowym, Tuchelowi pozwolą pracować do końca sezonu, choć opinia publiczna domagała się zwolnienia już teraz.
Czytaj więcej
Napoli dwa dni przed meczem z Barceloną zmieniło trenera. Z Francesco Calzoną na ławce oraz bez Piotra Zielińskiego na boisku chce powtórzyć sukces z poprzedniego sezonu i awansować do ćwierćfinału.
Nic dziwnego, skoro Bawarczycy odpadli z Pucharu Niemiec, wyeliminowani przez trzecioligowy Saarbruecken, w Bundeslidze z tronu po ponad dekadzie może strącić ich Bayer Leverkusen (dystans do lidera po klęsce w Bochum zwiększył się do ośmiu punktów), a w Champions League będą musieli w marcu odrabiać straty w rewanżu z Lazio.