Schick dla reprezentacji naszych rywali jest tym, kim Robert Lewandowski dla Polski. Liderem, najlepszym strzelcem i najbardziej rozpoznawalnym na świecie czeskim piłkarzem.
Wicekról strzelców ostatniego Euro kontuzje leczy – z małymi przerwami – od roku. Co wraca, to za chwilę znów wypada z gry. W tym sezonie w barwach Bayeru Leverkusen uzbierał łącznie pół godziny w dwóch meczach Bundesligi i Ligi Europy.
Czytaj więcej
Zaczyna się ostatnie w tym roku zgrupowanie kadry. Tylko zwycięstwo nad Czechami przedłuży i tak małe szanse na bezpośredni awans na Euro 2024.
– Ma wielkiego pecha. Liczyliśmy, że pomoże nam w listopadzie, ale ponownie przytrafił mu się uraz, który wyłączył go z gry na co najmniej dwa tygodnie – tłumaczy selekcjoner Jaroslav Silhavy.
Chcą powtórki z Pragi
Można się tylko domyślać, jak potoczyłyby się kwalifikacje dla Czechów, gdyby Schick był zdrowy. Ale nawet bez niego Czesi byli w stanie zaskoczyć Polaków na inaugurację eliminacji Euro 2024 i już po trzech minutach prowadzić 2:0. Ostatecznie wygrali 3:1, później jednak zaczęli gubić punkty. W Kiszyniowie zremisowali bezbramkowo z Mołdawią, w dwóch spotkaniach z Albanią zdobyli tylko punkt, a w ubiegłym miesiącu potrzebowali rzutu karnego, by przed własną publicznością pokonać Wyspy Owcze.