Liczby mówią wiele, ale nigdy wszystko: 26-3 w sytuacjach bramkowych oraz 10-1 w celnych strzałach dla Niemców potwierdza, że w piątek na PGE Narodowym w piłkę grali głównie rywale. Polacy mogli przegrać i nie byłby to wynik niesprawiedliwy, ale mieli szczęście, któremu potrafili pomóc. Zobaczyliśmy zespół, który ma na siebie pomysł, choć - także ze względu na okoliczności, zwłaszcza krótki czas zgrupowania - pozostaje jeszcze w swoim planie ograniczony.
Polacy próbowali rozgrywać piłkę od własnej bramki i kilka razy wyprowadzili udane ataki, długich piłek od Szczęsnego do Roberta Lewandowskiego było mniej niż w Katarze. Zmienia się nastawienie oraz pewność siebie, co było widać zwłaszcza po Jakubie Kamińskim, który pędził do przodu, nie bał się dryblingów i długo był najlepszym polskim zawodnikiem na boisku - aż rywale zaczęli ostrzeliwać naszą bramkę.
Czytaj więcej
Polska pokonała na PGE Narodowym Niemców 1:0, a z reprezentacją godnie pożegnał się Jakub Błaszczykowski. Były radość, wzruszenie oraz wynik nieco lepszy niż gra, ale nasi kadrowicze umieli szczęściu pomóc.
Jakość gry spadła, kiedy z boiska schodzili liderzy: najpierw Lewandowski, później Piotr Zieliński. Malała rola osłabianej ofensywy, a rosła - Szczęsnego. Przed przerwą sprawdzony tylko raz, przy mocnym strzale z dystansu, w ostatnim kwadransie mierzył się już z kanonadą. On i reszta reprezentacji przez co najmniej kilkanaście minut byli w trybie mundialowym, co jest komplementem jedynie dla bramkarza, choć sam po meczu swój wyczyn raczej umniejszał.
Polska - Niemcy. Łydki już nie drżą
- Było nas stać na lepszą grę w drugiej połowie - przyznaje Zieliński. - Brakowało spokoju, przytrzymania piłki. Czasem sami się ograniczaliśmy, nie wybieraliśmy najlepszych rozwiązań. Wiemy, że jest dużo do poprawy, zwłaszcza przy wyprowadzaniu piłki - dodaje Lewandowski. - Niemcy zepchnęli nas do defensywy, ale to naturalne, kiedy prowadzisz z takim zespołem - uzupełnia Szczęsny.