Liga Mistrzów. Puchar, który wieńczy długą podróż

Manchester City doczekał się wygranej w Lidze Mistrzów. Wszedł na futbolowy szczyt, pokonując w Stambule Inter Mediolan 1:0. A Pep Guardiola udowodnił, że poza Barceloną też umie odnosić sukcesy na europejskiej scenie.

Publikacja: 12.06.2023 03:00

Manchester City wygrał w tym sezonie Premier League, Puchar Anglii i Ligę Mistrzów

Manchester City wygrał w tym sezonie Premier League, Puchar Anglii i Ligę Mistrzów

Foto: Paul ELLIS / AFP

To nie był finał marzeń, który będziemy wspominać latami. Ci, którzy liczyli na emocje podobne do tych, jakie w 2005 roku na tym samym stadionie Atatürka dostarczyli kibicom piłkarze Liverpoolu i Milanu (3:3), mieli prawo czuć się rozczarowani.

Czwarty raz z rzędu do wyłonienia zwycięzcy w najważniejszych europejskich rozgrywkach wystarczyła jedna bramka. To dowód na to, że w dzisiejszych czasach coraz trudniej zaskoczyć rywala. A może też na to, że zmęczeni coraz dłuższym sezonem zawodnicy skupiają się przede wszystkim na tym, by nie popełnić błędu, bo zdają sobie sprawę, że chwila nieuwagi może zepsuć nawet najlepszy plan i zrujnować sezon.

Czytaj więcej

Liga Mistrzów. Manchester City wreszcie podbił Europę, wielki wieczór Guardioli

W Stambule oglądaliśmy więc przez ponad godzinę taktyczne szachy, przerwane dramatem Kevina de Bruyne. Lider Manchesteru City, podobnie jak dwa lata temu, nie dokończył finału przez kontuzję i z trudem powstrzymywał łzy, schodząc z boiska.

Humor poprawił mu dopiero gol Rodriego strzelony po kombinacyjnej akcji zespołu. Inter, który rzucił City wyzwanie i długo wybijał rywali z rytmu, musiał się bardziej otworzyć. Nie brakowało okazji, lecz skuteczności i szczęścia, by pokonać znakomitego Edersona.

- Wiem, co czują rywale, bo doświadczyliśmy tego w 2021 roku. Finał jest jak rzut monetą. Cierpieliśmy, ale czasem potrzebujesz szczęścia. W przeszłości go nie mieliśmy. Ta wygrana była zapisana w gwiazdach. Są drużyny, które zdobywają trofeum, a potem znikają. My chcemy tego uniknąć – zapowiada Guardiola.

Czytaj więcej

Lautaro Martinez - najgroźniejsza broń Interu w finale Ligi Mistrzów

Trener City podkreśla, że ten triumf to wielka ulga. Dla całego zespołu, ale chyba najbardziej dla niego. Wreszcie nie będzie musiał słuchać, że zwyciężać w Europie potrafił tylko z Barceloną.

Czekał 12 lat, by powtórzyć sukcesy z Katalonii. Tak długo, aż niektórzy zaczęli wierzyć, że pasmo niepowodzeń to rzeczywiście efekt klątwy, jaką rzucili na niego afrykańscy szamani na prośbę agenta Yayi Touré, czyli piłkarza, z którym rozstał się w nie najlepszych relacjach.

Klątwa została w tym roku zdjęta, ale ten tytuł to przede wszystkim zasługa ciężkiej pracy Guardioli. I nagroda za cierpliwość dla arabskich właścicieli, którzy – w przeciwieństwie do katarskich szefów Paris Saint-Germain żonglujących trenerami – przez siedem lat nie zwątpili w umiejętności Hiszpana.

To 35. trofeum Guardioli w trenerskiej karierze i trzeci triumf w Lidze Mistrzów. Dołączył do Zinédine'a Zidane'a, który trzykrotnie prowadził do zwycięstwa Real Madryt.

Przed nimi jest tylko Carlo Ancelotti (po dwie wygrane z Milanem i Realem). Został pierwszym szkoleniowcem, który z dwoma różnymi zespołami wywalczył potrójną koronę. Drugim po sir Aleksie Fergusonie, który dokonał tego z angielską ekipą. – Dostałem od niego rano wiadomość. To dla mnie zaszczyt być w takim gronie – mówi Guardiola.

„Nikt związany z klubem nie będzie chciał pamiętać tego meczu, ale sukces przejdzie na zawsze do historii i powinien być świętowany przez każdego kibica tak bardzo, jak na to zasługuje” – pisze „Manchester Evening News”. „Daily Mail” dodaje, że City wychodzą ostatecznie z cienia United i dołączają do grona drużyn nieśmiertelnych.

„Times” uważa, że ten triumf „kończy podróż, która pochłonęła wiele łez oraz pieniędzy”. I przypomina, że era szejka Mansoura zaczęła się na Wyspach Owczych, gdzie City mierzyli się z EB Streymur w pierwszej rundzie kwalifikacji Pucharu UEFA. Trudno o lepsze zobrazowanie tego, jaką drogę przebył klub przez te 15 lat.

Szejk Mansour pojawił się na trybunach w Stambule. I był to widok niecodzienny, bo poprzednio oglądał mecz na żywo w 2010 roku. W końcu mógł na własne oczy przekonać się, że fortuny nie wyrzucił w błoto. Odkąd w lutym władze Premier League oskarżyły klub o naruszenie zasad finansowych w latach 2009–2018 (115 zarzutów), City ponieśli tylko jedną porażkę – gdy już byli pewni mistrzostwa.

Anglicy wyrośli na największych zwycięzców sezonu, bo kilka dni wcześniej West Ham pokonał w Lidze Konferencji Fiorentinę. We Włoszech wielki entuzjazm zastąpiła jeszcze większa smuta, gdyż zespoły Serie A przegrały wszystkie trzy europejskie finały (w Lidze Europy Roma uległa Sevilli).

Czytaj więcej

Liga Konferencji Europy. West Ham z pucharem, Łukasz Fabiański świętuje

„Serce Interu to za mało” –zwraca uwagę „Tuttosport”. „Corriere dello Sport” pisze o „występie pełnym dumy oraz żalu”, a „La Gazzetta dello Sport” o tym, że nie było bardziej honorowego sposobu na porażkę z najlepszym zespołem na świecie.

„Trzymali lwa w klatce przez prawie 70 minut, ale później na chwilę stracili koncentrację i zostali zjedzeni” - komentuje „La Repubblica”. Trener Simone Inzaghi twierdzi jednak, że ten finał może być dla jego zawodników paliwem na następny sezon, choć wielu piłkarzy latem odejdzie z klubu.

Włosi wytykają Szymonowi Marciniakowi, że był zbyt pobłażliwy dla City, m.in. w sytuacji, gdy powinien ukarać Ilkaya Guendogana za przewinienie na Federico Dimarco, a nie odgwizdał nawet faulu.

Polski arbiter nie wypaczył jednak wyniku, panował nad widowiskiem i jak zwykle nie pozwolił sobie wejść na głowę. Nie musiał podejmować tylu trudnych decyzji, co podczas finału mundialu, ale i tak potwierdził, że nie ma obecnie konkurencji, a odebranie mu finału po zamieszaniu, jakie wywołał występ na konferencji biznesowej zorganizowanej przez lidera Konfederacji, byłoby niesprawiedliwością.

To nie był finał marzeń, który będziemy wspominać latami. Ci, którzy liczyli na emocje podobne do tych, jakie w 2005 roku na tym samym stadionie Atatürka dostarczyli kibicom piłkarze Liverpoolu i Milanu (3:3), mieli prawo czuć się rozczarowani.

Czwarty raz z rzędu do wyłonienia zwycięzcy w najważniejszych europejskich rozgrywkach wystarczyła jedna bramka. To dowód na to, że w dzisiejszych czasach coraz trudniej zaskoczyć rywala. A może też na to, że zmęczeni coraz dłuższym sezonem zawodnicy skupiają się przede wszystkim na tym, by nie popełnić błędu, bo zdają sobie sprawę, że chwila nieuwagi może zepsuć nawet najlepszy plan i zrujnować sezon.

Pozostało 89% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Piłka nożna
Liga Narodów. Polacy przed meczem z Portugalią: Najważniejsze jest zwycięstwo
Piłka nożna
Polska - Portugalia. Bartosz Kapustka: Powalczymy o zwycięstwo
Piłka nożna
Co wiemy po roku Michała Probierza w roli selekcjonera? „To nie jest pokolenie jak za Adama Nawałki”
Piłka nożna
Johan Neeskens. Odleciał kolejny wielki Holender
Piłka nożna
Juergen Klopp ma nową pracę. Co będzie robił były trener Liverpoolu?