Dwa najbardziej oddalone od siebie obiekty, na których odbywają się mecze mistrzostw świata, dzieli 70 kilometrów. To niespełna godzina jazdy samochodem. Takiej sytuacji mundial nigdy nie widział – turniej gości właściwie jedna metropolia i są w Dausze miejsca, z których widać nawet dwa, trzy stadiony. Kibic może w ciągu kilku dni zwiedzić wszystkie.
Objazd po mundialowych obiektach daje pewien wgląd w katarską duszę, rozpiętą między szacunkiem dla tradycji i fascynacją nowoczesnością. Siedem stadionów wyrosło specjalnie na turniej. Niektóre projektowali zachodni architekci, nadając im jednak wschodni charakter.
Wiele obiektów w pierwszych dniach turnieju pachniało jeszcze farbą. Widzieliśmy ostatnie pociągnięcia pędzla pod Education City, słyszeliśmy wiertła i młotki przy monumentalnym Lusail. Katarczycy dopieszczali szczegóły, choć wznoszenie aren planowali od 12 lat. Niektóre, obiecywane we wniosku o organizację mundialu, w ogóle nie powstały.
Początkowo turniej miał się odbyć nie tylko latem, ale także na 12 stadionach. Życzliwa wobec gospodarzy światowa federacja plany jednak zmieniła. FIFA nie tylko przeprogramowała kalendarz sezonu, ale także pozwoliła ograniczyć liczbę obiektów, zapewniając turniej kompaktowy.
Baza na Księżycu
Perłą w koronie mundialu jest blisko 89-tysięczny Lusail, który wznoszono przez cztery lata. Jest złoty, przypomina misę na suszone daktyle i wyrasta nad ziemię obok wystrojonego we flagi uczestników mistrzostw świata 1,3-kilometrowego deptaka. To mają być katarskie Pola Elizejskie – bijące serce konsumpcjonizmu, którego krwiobiegiem są luksusowe sklepy i restauracje.