Pique odszedł, ale obiecał, że wróci

Gerard Pique, jeden z ostatnich, którzy tworzyli złote pokolenie Barcelony, pożegnał się z kibicami na Camp Nou. Jednak to nie koniec, lecz nowy początek i może wrócić jako prezes klubu, z którym jego rodzina związana jest od dwóch pokoleń.

Publikacja: 07.11.2022 03:00

Pique odszedł, ale obiecał, że wróci

Foto: AFP

Trudno będzie wyobrazić sobie bez niego Barcelonę. Tak jak trudno było wyobrazić ją sobie bez Carlesa Puyola, Xaviego, Andresa Iniesty i Leo Messiego. Z pełnej sukcesów ery Pepa Guardioli został już tylko Sergio Busquets. Rocznik 1988, kilkanaście miesięcy młodszy od Pique.

– W życiu przychodzi taki czas, że trzeba odejść – przyznał Pique po sobotnim spotkaniu ligowym z Almerią (2:0). To był bardzo wzruszający wieczór. Były transparenty z napisem „Sempr3” odnoszące się do słowa „zawsze” w języku katalońskim i numeru, z którym grał Pique, a wszyscy piłkarze Barcelony założyli przed meczem koszulki z nazwiskiem głównego bohatera.

Czytaj więcej

Camp Nou pożegnało Gerarda Pique

Emocje udzieliły się każdemu, nawet Robertowi Lewandowskiemu, który na początku spotkania chciał odstąpić Pique rzut karny, ale ten zachęcił go, by strzelał. Polski as wziął typowy dla siebie rozbieg, zmylił bramkarza, ale spudłował. Piłka otarła się o zewnętrzną część słupka i wyszła poza boisko. Niektórzy mówią o klątwie napastników, bo wcześniej pierwszych jedenastek w Barcelonie nie wykorzystali Antoine Griezmann czy David Villa, inni o tym, że Lewandowski wyszedł z wprawy. Faktem jest, że pomylił się po raz pierwszy od roku (Bayern – Benfica w Lidze Mistrzów).

Kiedy w 83. minucie Pique ostatni raz w karierze opuszczał boisko Camp Nou, ciężko mu było ukryć łzy. Hiszpan wyściskał się z każdym z kolegów, a po końcowym gwizdku sędziego trafił na ich ramiona i pofrunął w powietrze.

– Tu się urodziłem i tutaj umrę – zaznaczył podczas krótkiej przemowy żegnany przez ponad 90-tysięczną publiczność. Wcześniej w opublikowanym w mediach społecznościowych wzruszającym nagraniu przypomniał, że przyszedł na świat w rodzinie kochającej piłkę i kibicującej od pokoleń Barcelonie. Socio, czyli członkiem klubu, został zaraz po narodzinach.

Bogaty inteligencki dom

Pique to Katalończyk z krwi i kości. Pochodzi z dobrego zamożnego domu. Futbol nie był więc w jego przypadku sposobem na polepszenie sytuacji materialnej, lecz wyłącznie pasją. Ojciec Joan jest adwokatem i biznesmenem, matka Montserrat – dyrektorem instytutu neurologii w jednym z barcelońskich szpitali. Dziadek Amador Bernabeu pełnił role dyrektora i wiceprezesa Barcy. To on przekazał mu miłość do futbolu, a potem z dumą patrzył na wnuka sięgającego po kolejne trofea (w sumie 30).

– Od dziecka chciałem być nie profesjonalnym piłkarzem, tylko zawodnikiem Barcelony. Ostatnio dużo myślałem o tym dziecku. O tym, co by pomyślał młody Gerard, gdyby ktoś powiedział mu, że wszystko, o czym śnił, spełni się – że przebije się do pierwszej drużyny, wygra z nią każde możliwe trofeum, zostanie mistrzem Europy i świata, będzie grał z najlepszymi piłkarzami świata, stanie się jednym z kapitanów Barcy i pozna przyjaciół na całe życie. Minęło 25 lat, od kiedy dołączyłem do klubu. Odszedłem i wróciłem. Piłka nożna, Barcelona i wy, kibice, daliście mi wszystko – opowiada Pique we wspomnianym filmie zmontowanym z archiwalnych prywatnych materiałów.

Wychował się w La Masii, ale jego droga do pierwszego zespołu wiodła przez Manchester United, do którego trafił jako 17-latek, i Real Saragossa. Na Camp Nou wrócił w 2008 roku i od tego czasu rozegrał ponad 600 meczów (piąty najlepszy wynik w historii Barcy). Strzelił 53 gole – pierwszego w lidze hiszpańskiej w maju 2009 roku przeciw Realowi Madryt. Miał on smak wyjątkowy, nie tylko dlatego, że Katalończycy zwyciężyli na Santiago Bernabeu 6:2.

Pique był zdeklarowanym antimadridistą. Jeden z najsłynniejszych obrazków, potwierdzający jego niechęć do Królewskich, pochodzi z 2010 roku. Barcelona rozbiła Real 5:0, a Pique pokazuje demonstracyjnie pięć uniesionych w górę palców.

Uwielbiał prowokować, toczył słowne przepychanki z Sergio Ramosem, ale nie przeszkodziło im to tworzyć przez lata w reprezentacji Hiszpanii znakomitego duetu stoperów. Niektórzy nie potrafili mu jednak wybaczyć, że popiera niepodległościowe dążenia Katalonii, uczestniczy w manifestacjach i zabiera głos na społeczno-polityczne tematy. Na meczach reprezentacji Hiszpanii zdarzało się, że witały go gwizdy.

Pomógł Lewandowskiemu

Ostatnio gwizdano na niego również na Camp Nou – ze względu na coraz słabszą formę. Największa krytyka spotkała go za mecz z Interem Mediolan (3:3), w którym zawinił przy dwóch golach, co przekreśliło szanse Katalończyków na awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów.

To był wymuszony występ, spowodowany kontuzjami kolegów, bo Pique już wcześniej stracił miejsce w wyjściowej jedenastce. Sobotni mecz z Almerią był dopiero szóstym spotkaniem ligowym w tym sezonie, w którym wyszedł na boisko.

– Z pewnością miałem duży wpływ na jego decyzję o zakończeniu kariery. Nie wiem, czy byłem sprawiedliwy, ale na pewno byłem szczery. Miałem szczęście być jego kolegą z drużyny, a teraz trenerem. Nie mam mu nic do zarzucenia. Zrobiłem to dla dobra zespołu. Gerard był wzorem, zawsze trenował na sto procent, nie narzekał. Jego odejście nie jest wyzwoleniem. Gdyby został, to na pewno by nam pomógł – twierdzi Xavi.

Odszedł na własnych warunkach. Nie chciał być dla nikogo ciężarem, nie chciał odcinać kuponów od sławy. Ostatnie niepowodzenia nie mogą jednak przesłonić wspaniałej kariery. Odchodzi jako gracz spełniony. Z Barceloną zdobył wszystkie możliwe trofea, w tym trzykrotnie triumfował w Champions League (wcześniej wygrywał również z Manchesterem United).

– Pamiętam czasy, gdy rywalizowaliśmy ze sobą. Zawsze był trudnym przeciwnikiem. To genialny zawodnik, a także świetny kolega. Pomógł mi bardzo w moich pierwszych dniach w klubie – mówi Robert Lewandowski, nazywając go legendą i jednym z najwybitniejszych piłkarzy. – To gigant naszej pięknej dyscypliny. Będzie nam go brakowało – napisał na Twitterze Gary Lineker, były napastnik Barcy i reprezentacji Anglii. – Jest inteligentnym gościem. Bycie jego trenerem było zaszczytem – przekonuje Pep Guardiola. Chociaż rozmowy na temat jego przyszłości trwały od pewnego czasu, decyzja o zakończeniu kariery już teraz, w samym środku sezonu, była dla wszystkich zaskoczeniem. Stoją za nią nie tylko względy sportowe, ale też finansowe. Rozwiązanie kontraktu obowiązującego do 2024 roku pozwoli odciążyć budżet. Pique zrzeknie się reszty pensji. Te fundusze, szacowane na 50 mln euro, będzie można przeznaczyć na wzmocnienia.

– Pokazał, jak kocha Barcelonę. Rozumie naszą sytuację i jest chętny do pomocy – podkreśla prezes klubu Joan Laporta. To nie pierwszy taki gest Pique. W pandemii zgodził się na redukcję wynagrodzenia.

Rozstanie z Shakirą

W lutym obchodził 35. urodziny. Mógłby pograć jeszcze przez kilka sezonów, ale nie chciał łamać złożonej obietnicy. – Zawsze powtarzałem, że po Barcelonie nie będzie innej drużyny, i tak się stanie – podkreśla.

Nie brak głosów, że decyzję o sportowej emeryturze przyspieszyły kłopoty prywatne. Latem Pique rozstał się ze starszą o dziesięć lat kolumbijską piosenkarką Shakirą. Przez ponad dekadę tworzyli jeden z najbardziej znanych związków w świecie futbolu i show-biznesu. Poznali się podczas kręcenia teledysku do jej singla „Waka Waka (This Time for Africa)”, oficjalnej piosenki mundialu w RPA (2010). Doczekali się dwóch synów.

Milan i Sasha towarzyszyli ojcu w tym wyjątkowym dniu. Stanęli z nim do zdjęcia razem z całym zespołem Barcelony, a po meczu z Almerią pograli we trójkę w piłkę. Według hiszpańskich mediów kontynuowanie kariery mogłoby utrudnić mu kontakt z synami, bo Shakira planuje przeprowadzkę do Miami. – Będę wspierać drużynę. I przekażę miłość do Barcy swoim dzieciom, tak jak to zrobiła moja rodzina wobec mnie. Prędzej czy później wrócę – zapowiedział Pique, patrząc w kierunku loży prezydenckiej. Wiele osób odczytało to jako początek kampanii wyborczej. Nikt nie ma wątpliwości, że Pique pójdzie w ślady swojego dziadka i zajmie kiedyś jeden z klubowych gabinetów. Już w 2016 roku opowiadał, że byłoby to ekscytujące wyzwanie – o wiele bardziej niż trenowanie, z którego nie miałby przyjemności. – Jestem pewien, że może być świetnym prezesem Barcelony. Ma trzy mocne argumenty: spędził 25 lat w klubie, poznał futbol jako piłkarz, a branżę sportową jako przedsiębiorca. Będę go do tego namawiał – przyznał na antenie radia Cope szef La Liga Javier Tebas. Ma też zaproponować mu rolę ambasadora hiszpańskich rozgrywek.

Nie miał czasu na sen

Pique na brak zajęć narzekać nie będzie. Zaangażował się już w tak wiele projektów biznesowych, że gra w piłkę zaczęła schodzić na drugi plan. Słychać, że spał za mało, co nie pomagało w przygotowaniu do meczów.

W 2018 roku kupił piątoligowy klub FC Andorra, zobowiązał się do spłacenia kilkuset tysięcy euro długów i wprowadził go do Segunda Division (zaplecze ligi hiszpańskiej).

Zrobił to za pośrednictwem firmy Kosmos – tej samej, która zabrała się za rewolucjonizowanie tenisowego Pucharu Davisa i która miała otrzymać wysoką prowizję za pomoc w przeniesieniu Superpucharu Hiszpanii do Arabii Saudyjskiej, co wzbudziło ogromne kontrowersje ze względu na łamanie przez ten kraj praw człowieka. Kosmos kupił także prawa do transmisji Ligue 1 i Copa America na terenie Hiszpanii.

Nie wszystkie biznesy Pique przyniosły jednak zyski. Spółka Kerad Games, produkująca gry na smartfony, została postawiona w stan likwidacji. Pandemia przyniosła z kolei straty Kerad Holding zarządzającej nieruchomościami. Dzięki pozaboiskowej działalności Pique poznał jednak wielu wpływowych ludzi, jada obiady z twórcą Facebooka Markiem Zuckerbergiem, jego dobrym kolegą jest Hiroshi Mikitani, założyciel firmy Rakuten, japońskiego giganta handlu elektronicznego. Ta znajomość zaowocowała umową sponsorską z Barceloną, która zagwarantowała klubowi 220 mln euro.

Na pewno ma też mnóstwo pomysłów, jak uzdrowić finanse Barcy i sprawić, by znów budziła respekt u rywali. Jak wtedy, gdy jego kompanami na boisku byli Xavi, Iniesta, Puyol czy Messi.

Trudno będzie wyobrazić sobie bez niego Barcelonę. Tak jak trudno było wyobrazić ją sobie bez Carlesa Puyola, Xaviego, Andresa Iniesty i Leo Messiego. Z pełnej sukcesów ery Pepa Guardioli został już tylko Sergio Busquets. Rocznik 1988, kilkanaście miesięcy młodszy od Pique.

– W życiu przychodzi taki czas, że trzeba odejść – przyznał Pique po sobotnim spotkaniu ligowym z Almerią (2:0). To był bardzo wzruszający wieczór. Były transparenty z napisem „Sempr3” odnoszące się do słowa „zawsze” w języku katalońskim i numeru, z którym grał Pique, a wszyscy piłkarze Barcelony założyli przed meczem koszulki z nazwiskiem głównego bohatera.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Czy będzie grupowy coming-out w zawodowej piłce nożnej?
Piłka nożna
Czy Manchester United i Chelsea zagrają w europejskich pucharach?
Piłka nożna
Kto poprowadzi największe kluby w przyszłym sezonie? Ruszyła karuzela nazwisk
Piłka nożna
Czy Bayern zaskoczy wszystkich kibiców? Zwrot akcji w sprawie Thomasa Tuchela
PIŁKA NOŻNA
Komu przeszkadza Robert Lewandowski w Barcelonie?