– Tak właśnie powinien wyglądać futbol – cieszył się Juergen Klopp, podsumowując pierwszą połowę meczu na Anfield. Tydzień temu Liverpool jeszcze przed przerwą zdobył wszystkie trzy gole, do tego zagrał bezbłędnie w obronie, sprawiając, że City nie było w stanie oddać choćby jednego celnego strzału. To zdarzyło się drużynie z Manchesteru poprzednio w październiku 2016 roku.
Ale Klopp zdaje sobie sprawę, że to przeszłość i we wtorek trzeba będzie napisać nowy rozdział tej historii. Nawet jeśli rywal ma za sobą najgorszy tydzień w sezonie (dwóch porażek z rzędu wcześniej nie doznał). Wspomnienie wrześniowej klęski w Manchesterze (0:5) jest zbyt świeże, żeby otwierać już szampany i świętować pierwszy od dekady awans do półfinału.
Wyniki ubiegłotygodniowych spotkań nie zachęcają do oglądania rewanżów, ale jeśli ktoś ma odrobić straty i sprawić, że ten wieczór zostanie zapamiętany, to właśnie maszyna Pepa Guardioli. Hiszpan nie zwątpił w swoich piłkarzy, nadal uważa, że stać ich na rzeczy wielkie. Skoro Liverpoolowi udało się kiedyś zadziwić świat w 45 minut (trzy bramki po przerwie w finale 2005 z Milanem w Stambule), dlaczego miałoby się nie udać City przez cały mecz?
– Musimy zagrać perfekcyjnie – nie ma wątpliwości Guardiola. – Wszystko się może zdarzyć, trzeba próbować. W tym roku, nawet w ostatnich spotkaniach, pokazaliśmy, że nie mamy problemów z kreowaniem sytuacji. A jeśli nasz plan się nie powiedzie? Prędzej czy później osiągniemy cel i wygramy Ligę Mistrzów.
Szejkowie, właściciele Manchesteru City, choć cierpliwością dotąd nie grzeszyli, z pracy Guardioli są zadowoleni. Już zaproponowali mu podwyżkę, która uczyni go najlepiej opłacanym trenerem na świecie. Jeśli Hiszpan przedłuży umowę do 2020 roku, będzie zarabiał 20 mln funtów za sezon.