Legia wciąż szuka swojej tożsamości, Arka zaś nie przegrała żadnego z czterech meczów. Mało tego – trzykrotnie zwyciężała i niespodziewanie zajmuje drugie miejsce w tabeli.
Sytuacja gdyńskiego klubu mówi wiele o stanie polskiej piłki. Jeszcze kilkanaście dni przed rozpoczęciem rozgrywek nie wiadomo było, czy Arka weźmie w nich udział. Potem kibice zwolnili powołanego kilkanaście godzin wcześniej trenera Bogusława Kaczmarka. Zaakceptowali następnego – Czesława Michniewicza, który nie miał pracy od kilku miesięcy. I oto z Michniewiczem oraz zawodnikami po przejściach w innych klubach (Bartosz Karwan, Tomasz Sokołowski, Zbigniew Zakrzewski, Bartosz Ława, Dariusz Żuraw) Arka, z pieniędzmi mniejszymi, niż miała w lepszych czasach Ryszarda Krauzego, robi furorę w ekstraklasie.
Czy jest to efekt pracy trenera czy tylko słabości konkurencji, jeszcze nie wiadomo. Trzeba poczekać, a jednym z testów będzie właśnie sobotni mecz w Warszawie.
Legia pozostaje drużyną, w której dobre samopoczucie dyrektora sportowego Mirosława Trzeciaka nie przystaje do poziomu gry zawodników, jakich sprowadził na Łazienkowską. Legioniści zajmują wprawdzie trzecie miejsce, ale wymagania wobec nich są większe.
Tylko o ostatnim meczu (3:0 z Górnikiem w Zabrzu) warszawianie mogą powiedzieć, że był dobry. Trener Jan Urban tłumaczy niski poziom kontuzjami zawodników. Rzeczywiście, kontuzje prześladują legionistów częściej niż piłkarzy innych klubów. Podobno przeciw Arce większość chorych (z Bartłomiejem Grzelakiem i Edsonem) będzie już w formie. Ale jeśli w takiej jak Roger w meczu z San Marino, to może być za mało.