Polonia Warszawa nie chciała, Lech skorzystał. Wyniki niedzielnych meczów zmieniły kolejność w czołówce. Drużyna Jacka Zielińskiego nie potrafiła wygrać na własnym boisku z chimeryczną Arką i straciła pierwsze miejsce w tabeli.
Polonia uparcie budowała ataki, goście cieszyli się z ich ulubionego bezbramkowego remisu. Niemoc warszawiaków wykorzystał Lech, który niby miał być zmęczony po meczu w Pucharze UEFA, ale z Odrą w Wodzisławiu sobie poradził. Gola dającego zwycięstwo strzelił Semir Stilić, znowu podnosząc swoją cenę przynajmniej o sto tysięcy euro. Stilić w polskiej lidze to nowa jakość, jest efektowny i skuteczny, a Lech za to, że bez przerwy atakuje, na miejsce lidera zwyczajnie zasłużył.
Wisła Kraków przegrała drugi mecz z rzędu. Tydzień temu nie dała rady Śląskowi we Wrocławiu, w sobotę – Ruchowi na Stadionie Śląskim. Tym razem porażka nie jest do końca zasłużona, bo przez większą część meczu Wisła przeważała i stworzyła więcej okazji do zdobycia gola, ale nie zmienia to trudnej sytuacji Macieja Skorży.
W Krakowie nie jest łatwo pracować. Gdy tylko coś nie idzie po myśli Bogusława Cupiała, czyli wtedy, gdy Wisła nie wygrywa meczu za meczem, pod stopami trenera pali się ziemia. Nie ma znaczenia to, co mówił o konieczności wzmocnienia drużyny, która mistrzostwo wywalczyła, nie mając żadnej konkurencji. Trudno było przewidzieć, że Marek Zieńczuk – w ubiegłym sezonie w czołówce klasyfikacji strzelców i asyst – tak nagle zgaśnie. Trudno było uwierzyć, że kadra jest za wąska nie tylko na europejskie puchary, ale nawet na powtórzenie sukcesu w kraju.
Wojciech Łobodziński, czasem ciągnięty przez Leo Beenhakkera za uszy mimo słabej formy, skutecznie wyrwał się z jego objęć. Mariusz Pawełek z reprezentacji wypadł niepostrzeżenie, ale kiedy przyjrzeć się jego interwencji, zanim Michał Pulkowski oddał w Chorzowie decydujący strzał, nie ma się czemu dziwić.