Pokusa, by dogonić Lecha albo uciec Wiśle Kraków, była tak mocna, że Jan Urban przed meczem z Arką Gdynia wyjątkowo mobilizował swoich piłkarzy. Zapewniał, że sam o dymisji obsesyjnie nie myśli, ale wiedział, że gra Legii nikogo nie zachwyca, i prosił o koncentrację.
Legia w Gdyni ostatnio wygrała 18 lat temu, a tej wiosny od rywala w lidze okazała się lepsza tylko raz, kiedy pokonała Odrę Wodzisław. W ostatnich dwóch spotkaniach piłkarze z Warszawy wywalczyli jeden punkt. Jak dobrze mówiliby o sobie w prasie – w sobotę grali o posadę trenera i swoją przyszłość.
Arka, która w ostatniej kolejce zremisowała z Lechem w Poznaniu, przeciwko Legii cztery dogodne sytuacje zmarnowała dopiero wtedy, gdy już przegrywała. Piłkarze Czesława Michniewicza nie wyciągnęli wniosków z akcji Tomasza Jarzębowskiego i kilkanaście minut później Takesure Chinyama – też będąc na granicy spalonego – zdobył jedynego gola meczu.
Chinyama w każdym spotkaniu marnuje kilka dogodnych sytuacji, strzela zamiast podawać, podaje zamiast strzelać, a mimo to – ponieważ tak naprawdę jest jedynym napastnikiem w drużynie Urbana – zdobył już 14 goli i wspólnie z Pawłem Brożkiem przewodzi klasyfikacji strzelców.
Jeśli zakończy ją na pierwszym miejscu, Legia wyprodukuje kolejnego marnego króla. Poprzednio najlepszym napastnikiem ligi z tej drużyny był Stanko Svitlica, który później nie radził już sobie ani za granicą, ani po powrocie do Polski w Wiśle Kraków.