Po złych ocenach, jakie Chorzowowi wystawiła UEFA, Śląsk miał okazję pokazać, jak organizuje się ważne mecze. Finał rozgrywek o Puchar Polski stanowił ku temu dobrą okazję.
Załóżmy, że dyrektor Euro 2012 Martin Kallen, słysząc o narzekaniach Ślązaków na niesprawiedliwy, ich zdaniem, werdykt UEFA, przyjechałby incognito, jak ma w zwyczaju, na finał Pucharu Polski.
Wysiadłby ze spóźnionego pociągu relacji Warszawa – Katowice, mając dwie godziny do meczu, wziąłby taksówkę na dworcu i spokojnie jechałby na Stadion Śląski.
[srodtytul]Korki jak wszędzie[/srodtytul]
No, spokojnie, to nie bardzo. Najpierw utknąłby w korku i zacząłby patrzeć nerwowo na zegarek już przy placu Wolności – jakieś 300 metrów od dworca. W końcu jednak przebiłby się na trasę średnicową, jakoś toczyłby się w kolejnym korku i kiedy już byłby przed Parkiem Kultury i Wypoczynku, skąd na stadion dwa kroki, stanąłby przed blokadą drogi. Zobaczyłby nie bojówkę Samoobrony, tylko policjantów nakazujących wszystkim samochodom jazdę w kierunku przeciwnym niż stadion.