Milczący podejrzani

Trzej znani polscy sędziowie podejrzani o korupcję nie prowadzą meczów. Nie udowodniono im jeszcze winy – tracą czas, nerwy i pieniądze, bo prokuratura ma swój rytm pracy

Publikacja: 17.06.2009 20:22

Milczący podejrzani

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Grzegorz Gilewski – 36 lat, sędzia od roku 1991, znajduje się w wybranej przez UEFA ponadpięćdziesięcioosobowej grupie najlepszych sędziów Europy. Pierwszy sędzia zawodowy w Polsce. Mieszka w Radomiu.

Marek Mikołajewski – 37 lat, sędzia od roku 1992, międzynarodowy od 2004. Mieszka w Glinojecku.

Marcin Wróbel – 29 lat. Sędzia od roku 1998, na szczeblu centralnym od 2003. Mieszka w Warszawie.

Wszystkim postawiono zarzuty korupcyjne, żaden się do nich nie przyznał. Prokuratura zabroniła im udzielania jakichkolwiek informacji prasie. Niewiele mogą zrobić w swojej sprawie. Czekają na wyroki sądów, a to może trwać latami. Wszyscy mają poczucie krzywdy. Łączy ich to, że zarzuty, jakie im postawiono, opierają się na zeznaniach innych zatrzymanych przez prokuraturę osób, których wiarygodność bywa wątpliwa. Może się zdarzyć, że oskarżają innych, aby ratować siebie. Kluby praktykowały zwykle dwa warianty korumpowania sędziów – przez swojego pracownika (był to zwykle kierownik drużyny) lub przez kibica. Pracownik klubu miał przekazać zebrane pieniądze sędziemu, ale nie robił tego zawsze. Zdarzało się, że czekał na wynik meczu. Jeśli jego drużyna wygrywała, zatrzymywał kasę dla siebie, mówiąc, że przekazał ją sędziemu. Jeśli przegrywała, oddawał ze słowami, że sędzia nie chciał wziąć. Robił przy tym wrażenie osoby bardzo przejętej swoją rolą. Kręcił się koło arbitra, żeby go widzieli inni pracownicy klubu, wchodził do szatni itp. Teraz tacy ludzie (m.in. z Motoru Lublin) są dla prokuratury ważnymi świadkami i na podstawie ich zeznań zatrzymuje się sędziów.

Także metoda „na kibica” uniemożliwia podejrzanym czy oskarżonym sędziom skuteczną obronę. Kluby prosiły zaufanych kibiców o pośrednictwo w przekupieniu sędziów. Tak było m.in. w Sosnowcu (tamtejsze Zagłębie zostało zdegradowane za korupcję). Podejście do arbitra ułatwiał fakt, że w szatni sędziowskiej nie było toalety. Sędziowie korzystali z tych samych WC, co kibice. Zdarzało się więc, że kibic podchodził do sędziego ze słowami: Dzień dobry, mamy dla pana sędziego różę. To niewinne zdanie wcale nie świadczyło o gościnności. „Róża” w terminologii korupcyjnej oznaczała 1000 złotych. Wiązanka pięciu róż to już 5 tysięcy. Jedni sędziowie brali, inni nie.

Jak sędzia, który znalazł się w takiej sytuacji i nie uległ pokusie, ma odpowiedzieć prokuratorowi na pytanie: Czy spotkał się pan z propozycją korupcyjną? Konfrontacja z kibicem jest niemożliwa, bo choć takie praktyki są znane nie tylko w Sosnowcu, jeszcze żaden kibic w związku z aferą korupcyjną zatrzymany nie został.

[srodtytul]Czas leci [/srodtytul]

Grzegorz Gilewski jest człowiekiem zamożnym. Dorobił się w czasach, w których jeszcze nie był najlepszym sędzią w Polsce. Jest współwłaścicielem dwóch hoteli i firmy jubilerskiej w Radomiu. Musiałby nie mieć wyobraźni, żeby mając w perspektywie wielką karierę, a wraz z nią jeszcze większe pieniądze i pozycję w międzynarodowym futbolu, połaszczyć się na, w jego sytuacji materialnej, drobną sumę w zamian za „wydrukowanie” meczu. Oskarżenie takie wysunęli dwaj działacze Górnika Łęczna, też już zresztą zatrzymani. Gilewski twierdzi, że ich nie zna.

Aktu oskarżenia wciąż nie ma, a czas leci. Dla Gilewskiego ten czas jest teraz najważniejszy. Był już na mistrzostwach świata do lat 17 i pełnił funkcję sędziego technicznego podczas ubiegłorocznego Euro w Austrii i Szwajcarii. Prowadził cztery mecze Ligi Mistrzów. Znalazł się w grupie 34 sędziów wytypowanych wstępnie do prowadzenia meczów w przyszłorocznych mistrzostwach świata w RPA.

Tylko dwaj polscy sędziowie doszli do takiego poziomu – Alojzy Jarguz i Ryszard Wójcik. Dla Gilewskiego jest to najważniejsza sprawa w zawodowym życiu. Szansa, jaka może się już nie powtórzyć. Problem w tym, że wydano mu zakaz wykonywania zawodu, a ponieważ nie prowadził meczów w Polsce, to nie wyjechał na trwający w RPA turniej o Puchar Konfederacji. A bez tego może zapomnieć o sędziowaniu na mundialu. Obrońcy Gilewskiego złożyli do sądu rejonowego we Wrocławiu zażalenie na decyzję prokuratury o zakazie wykonywania zawodu, zarzucając prokuratorom obrazę prawa procesowego. Bez efektu. Zażalenie leży w sądzie.

Gilewski wynajął jedną z najlepszych kancelarii prawnych w Warszawie, zebrał też kilka poręczeń mających go uwiarygodnić w oczach prokuratury. Wstawili się za nim m.in. prezes PKOl Piotr Nurowski, rektor Caritas diecezji radomskiej ksiądz Radosław Walerowicz i dwaj znani dziennikarze – Paweł Zarzeczny i Tomasz Zimoch.

Rozmowa „Rz” o sytuacji Gilewskiego z prokuratorem Jerzym Kasiurą z Wrocławia niczego nie wyjaśniła. Prokuratury nie interesują terminy ważne dla sędziego. Z jej punktu widzenia jest takim samym oskarżonym jak każdy. – Na pewno nie wyłączymy sprawy pana Gilewskiego spośród innych dotyczących korupcji tylko dlatego, że mu się śpieszy – powiedział „Rz” Kasiura. – Nie możemy działać pod presją czasu. Sprawa dotyczy wielu osób i jest poważna.

Na pytanie, co się stanie, jeśli po upływie miesięcy czy lat wina Gilewskiego nie zostanie udowodniona, usłyszeliśmy: – Mamy bardzo poważne dowody. Oprócz zeznań są to bilingi rozmów telefonicznych pana Gilewskiego.

[srodtytul] Duma Glinojecka [/srodtytul]

Ojciec Marka Mikołajewskiego Kazimierz też był sędzią ekstraklasy. W jego ślady poszło trzech synów i zdarzało się, że mecz prowadziła cała trójka: ojciec z synami na liniach. Marek jest najzdolniejszym z nich. Do niego funkcjonariusze CBA przyszli o szóstej rano. A ponieważ działo się to w Glinojecku, którego Mikołajewski jest najbardziej znanym mieszkańcem, sprawa natychmiast stała się głośna. Po przesłuchaniu we Wrocławiu następnego dnia był już w domu. Mikołajewski od 12 lat pracuje jako nauczyciel wychowania fizycznego w zespole glinojeckich szkół. Najpierw w podstawowej, teraz w gimnazjum i liceum.

– Jest chlubą miasteczka – mówi dyrektor gimnazjum Lech Boniewski. – Kiedy oglądaliśmy go w telewizji sędziującego mecze piłkarskie, byliśmy dumni. Nie wierzę w jego winę. Zresztą chyba nie tylko ja. Po zatrzymaniu nie mieliśmy żadnych nacisków, żeby go zwolnić ze szkoły. Ani z kuratorium, ani ze strony burmistrza. Marek był zawsze cenionym i lubianym nauczycielem, jednym z takich, którzy żyją swoją pracą także po wyjściu ze szkoły. Nigdy nie odmawiał prośbom o sędziowanie meczów w okolicznych wioskach. Jego żona uczy w naszej szkole języka angielskiego i jest opiekunką samorządu uczniowskiego. Burmistrz dał im mieszkanie z puli przeznaczonej dla lekarzy, bo są nam potrzebni – zakończył dyrektor.

Zdarzyło się jednak, że zaraz po zatrzymaniu Mikołajewski usłyszał za plecami: „Ty, fryzjer”. Nie wiedział też, jak wytłumaczyć dziewięcioletniemu synowi, dlaczego nie sędziuje meczów i po co ci panowie przyszli do domu o szóstej rano.

W roku 2006 Mikołajewski znalazł się na tzw. liście „Fryzjera” zamieszczonej w „Przeglądzie Sportowym”. Wprawdzie gazeta nie napisała tego wprost, ale sugestia jakoby należał do grupy nieuczciwych sędziów kierowanych przez Ryszarda Forbricha „Fryzjera” była jasna. Mikołajewski wytoczył „Przeglądowi Sportowemu” proces i wygrał w pierwszej instancji.

W roku 2005, kiedy szefem sędziów był Andrzej Strejlau, cieszący się opinią jednego z niewielu uczciwych działaczy PZPN, Mikołajewski był jego nadzieją. Strejlau wyznaczył go do prowadzenia meczu barażowego o pozostanie w ekstraklasie pomiędzy Widzewem a Odrą Wodzisław. Mało tego, przed pierwszym meczem wszedł do szatni obydwu drużyn, informując, że pan Mikołajewski będzie również arbitrem rewanżu. Takich praktyk dotychczas w PZPN nie było, a sędzia w obydwu spotkaniach spisał się bez zarzutu.

[srodtytul]Jak wygląda milion [/srodtytul]

Marcin Wróbel został zatrzymany w marcu 2008 roku. Postawiono mu pięć zarzutów za lata 2003 – 2005. Miał jakoby ustawiać mecze w III i II lidze, m.in. Motoru Lublin, Unii Janikowo i Korony Kielce. Potem prokuratura wycofała się z niektórych oskarżeń, kiedy okazało się, że mecze sprzedawali sami piłkarze. Ale do czasu zakończenia postępowania Wróbel został przez Wydział Sędziowski odsunięty od prowadzenia meczów. Mógł brać udział w szkoleniach, zdawał egzaminy, ale sędziować mu zabraniano. Trybunał Piłkarski uchylił tę decyzję, więc Wydział Sędziowski musiał przywrócić mu prawa. Uznał jednak, że Wróbel jest uczciwy na mecze Młodej Ekstraklasy, II ligę i juniorów, ale na spotkania ekstraklasy już nie.

Stał się sławny, kiedy w jednym z meczów ekstraklasy popełnił rażący błąd i publicznie za to przeprosił. Środowisko miało z tego powodu do niego pretensje, bo gdyby wszyscy sędziowie chcieli przepraszać za błędy, nie mieliby czasu na nic więcej. Ale Wróbel uznał, że przyznać się będzie uczciwiej. Po tym, jak prokuratura postawiła mu zarzuty korupcyjne, Wydział Sędziowski odsunął go od prowadzenia meczów. Odwołał się i wygrał, ale sytuacja się powtórzyła i teraz czeka na werdykt Trybunału Piłkarskiego. Nie przyznał się do działań korupcyjnych. Mało tego, oświadczył, że jest gotów złożyć w PZPN podpisany weksel na milion złotych i zapłacić, jeśli zostanie skazany prawomocnym wyrokiem za korupcję. Na pytanie, czy ma taką kwotę, odpowiedział: – Nie. I nawet nie mam wyobraźni, jak wygląda milion złotych. Ale niczym nie ryzykuję, bo przecież wiem, że nie brałem udziału w żadnych działaniach korupcyjnych.

Wróbel pracuje w jednej z warszawskich kawiarni. Nie wytykają go tu palcami jak Gilewskiego w Radomiu i Mikołajewskiego w Glinojecku, ale cóż to za pocieszenie. On też nie może spać spokojnie, ciągle coś nad nim wisi, a dramatyczna od niedawna sytuacja rodzinna pogłębia depresję.

Nie przesądzamy o winie lub niewinności trzech sędziów, ale trzeba pamiętać o rozdmuchanych aferach w innych dziedzinach życia, które mimo starań prokuratury kończyły się po cichu. I o przypadku byłego prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej Janusza Biesiady, którego wykańczało kilku dziennikarzy, prześladowała prokuratura, a sąd go uniewinnił. Nikt mu tylko nie oddał sześciu straconych lat. W przypadku trzech sędziów czas biegnie szybciej.

Grzegorz Gilewski – 36 lat, sędzia od roku 1991, znajduje się w wybranej przez UEFA ponadpięćdziesięcioosobowej grupie najlepszych sędziów Europy. Pierwszy sędzia zawodowy w Polsce. Mieszka w Radomiu.

Marek Mikołajewski – 37 lat, sędzia od roku 1992, międzynarodowy od 2004. Mieszka w Glinojecku.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Piłka nożna
Remontada Barcelony, Atletico na kolanach. Gol Roberta Lewandowskiego w hicie w Madrycie
Piłka nożna
Atrakcja jak Wieża Eiffla. Manchester United chce mieć najpiękniejszy stadion
Piłka nożna
Michał Probierz ogłosił powołania. Bez zaskoczeń
Piłka nożna
Jagiellonia i Legia grają dalej, Ekstraklasa awansuje. Będą dwie szanse na Ligę Mistrzów
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Piłka nożna
Jagiellonia w ćwierćfinale Ligi Konferencji. Awans po wielkich nerwach w Belgii
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń