Grzegorz Gilewski – 36 lat, sędzia od roku 1991, znajduje się w wybranej przez UEFA ponadpięćdziesięcioosobowej grupie najlepszych sędziów Europy. Pierwszy sędzia zawodowy w Polsce. Mieszka w Radomiu.
Marek Mikołajewski – 37 lat, sędzia od roku 1992, międzynarodowy od 2004. Mieszka w Glinojecku.
Marcin Wróbel – 29 lat. Sędzia od roku 1998, na szczeblu centralnym od 2003. Mieszka w Warszawie.
Wszystkim postawiono zarzuty korupcyjne, żaden się do nich nie przyznał. Prokuratura zabroniła im udzielania jakichkolwiek informacji prasie. Niewiele mogą zrobić w swojej sprawie. Czekają na wyroki sądów, a to może trwać latami. Wszyscy mają poczucie krzywdy. Łączy ich to, że zarzuty, jakie im postawiono, opierają się na zeznaniach innych zatrzymanych przez prokuraturę osób, których wiarygodność bywa wątpliwa. Może się zdarzyć, że oskarżają innych, aby ratować siebie. Kluby praktykowały zwykle dwa warianty korumpowania sędziów – przez swojego pracownika (był to zwykle kierownik drużyny) lub przez kibica. Pracownik klubu miał przekazać zebrane pieniądze sędziemu, ale nie robił tego zawsze. Zdarzało się, że czekał na wynik meczu. Jeśli jego drużyna wygrywała, zatrzymywał kasę dla siebie, mówiąc, że przekazał ją sędziemu. Jeśli przegrywała, oddawał ze słowami, że sędzia nie chciał wziąć. Robił przy tym wrażenie osoby bardzo przejętej swoją rolą. Kręcił się koło arbitra, żeby go widzieli inni pracownicy klubu, wchodził do szatni itp. Teraz tacy ludzie (m.in. z Motoru Lublin) są dla prokuratury ważnymi świadkami i na podstawie ich zeznań zatrzymuje się sędziów.
Także metoda „na kibica” uniemożliwia podejrzanym czy oskarżonym sędziom skuteczną obronę. Kluby prosiły zaufanych kibiców o pośrednictwo w przekupieniu sędziów. Tak było m.in. w Sosnowcu (tamtejsze Zagłębie zostało zdegradowane za korupcję). Podejście do arbitra ułatwiał fakt, że w szatni sędziowskiej nie było toalety. Sędziowie korzystali z tych samych WC, co kibice. Zdarzało się więc, że kibic podchodził do sędziego ze słowami: Dzień dobry, mamy dla pana sędziego różę. To niewinne zdanie wcale nie świadczyło o gościnności. „Róża” w terminologii korupcyjnej oznaczała 1000 złotych. Wiązanka pięciu róż to już 5 tysięcy. Jedni sędziowie brali, inni nie.