– Jestem na zgrupowaniu reprezentacji i powiedziałem menedżerowi, że nie odbieram telefonów. Klub na pewno znajdę jeszcze w przyszłym tygodniu. Kadrę czekają mecze o wszystko i to dobry moment, by niektórzy ludzie w Santander zrozumieli, że rozwiązując ze mną kontrakt, pokazali, iż nie znają się na futbolu. Chcecie zobaczyć, że jestem zły? Może wam to pokażę – mówi Euzebiusz Smolarek.
Najlepszy strzelec reprezentacji Polski na zgrupowanie do Mühlheim przyjechał jako zawodnik bez klubu. 13 sierpnia rozwiązał kontrakt z Racingiem, wrócił do domu w Rotterdamie i trenował indywidualnie.
– Zadzwoniłem do trenera, który opiekował się mną, gdy pięć lat temu miałem groźną kontuzję. Dostałem zestaw ćwiczeń, dużo biegałem i grałem z chłopakami w ośrodku treningowym. Nie z jakimiś przypadkowymi, ale takimi, którzy w Holandii trenują w naprawdę dobrych klubach – opowiada.
Lista klubów, które miałyby zatrudnić Smolarka, jest długa. NAC Breda, Utrecht, Feyenoord Rotterdam, Norymberga, Larissa, AEK Ateny – do żadnego z nich Polak jednak nie trafi. Z większością nawet nie rozmawiał, a te, które zdradziły warunki pertraktacji, zostały skreślone przez samego piłkarza. Smolarek przekonuje, że umowę podpisze w tygodniu po meczu ze Słowenią.
Jest pewny siebie, na pytanie, dlaczego dobre kluby o niego nie walczą, odpowiada: – Ale może właśnie walczą? Szuka takiej drużyny, w której chciałby go i prezes, i trener, w której miałby szansę grać. Najbliżej mu do Bundesligi.