Euzebiusz Smolarek: niczego nie żałuję

Euzebiusz Smolarek dla „Rz" o swoim nie tylko piłkarskim życiu

Aktualizacja: 11.07.2011 03:08 Publikacja: 10.07.2011 20:08

Euzebiusz Smolarek

Euzebiusz Smolarek

Foto: Fotorzepa, pn Piotr Nowak

"Rz": Myśli pan czasem, że wszystkie najważniejsze rzeczy, które miał pan zrobić w futbolu, są już za panem?

Euzebiusz Smolarek:

Tak jeszcze nie pomyślałem. Jestem jeszcze młody, z wielkim futbolem nie skończyłem.

Często ogląda pan swoje gole z meczów z Portugalią albo Belgią?

Mam nagrane, ale jakoś nie mam chęci ani czasu wracać do tamtych chwil. To były ważne bramki, ale nie najważniejsze, czasami w reprezentacji potrzebowałem gola, by wiedzieć, że zagram w następnym meczu. Takie kosztowały mnie więcej sił.

Ogląda się pan w ogóle za siebie? Żałuje jakichś decyzji?

Nie wszystkie były dobre, ale takie jest życie. Niczego nie żałuję, bo nikt nie zmuszał mnie, bym postępował tak, a nie inaczej. To były tylko moje wybory, robiłem tak, by było mi jak najlepiej. Dzięki piłce nożnej żyłem w kilku ciekawych krajach i miałem z tego powodu dużo radości. Najbardziej podoba mi się jednak Holandia i Polska. W Holandii jako dzieciak patrzyłem na stadion De Kuip i marzyłem, by kiedyś na nim zagrać dla Feyenoordu. Udało się. O Polsce myślałem często, bo zawsze czułem się Polakiem. Mój ojciec grał w reprezentacji, wymyśliłem sobie, że fajnie byłoby, gdyby dokonał też jego syn. W reprezentacji nie tylko zresztą grałem, ja w niej miałem naprawdę dobre momenty. Cieszyłem tłumy, dawałem ludziom radość. Jak teraz spotykam ludzi na mieście to nie wszyscy wiedzą, że gram w Polonii Warszawa, ale pamiętają mnie z emocji w biało-czerwonej koszulce.

Te wspomnienia pomogły przyzwyczaić się do życia w Polsce?

Każdy rok mojego życia jest inny. W kadrze przeżyłem fajne momenty, ale nie wierzę, że to już koniec. Popularności nie wykorzystuję, jeżdżę wolno, to nie muszę przypominać policjantom, jak się nazywam. W restauracjach czasami deser mam za darmo, jak trafię na właściciela-kibica.

Mieszka pan w Warszawie od roku, wcześniej całe życie za granicą. Rzeczywistość różni się od wyobrażeń?

Dużo się zmieniło nawet w porównaniu z tym, jak przyjeżdżałem tu tylko na zgrupowania. Znałem Polskę pobieżnie, z okien autokaru. Teraz widzę, że życie zrobiło się tu strasznie szybkie. Są ciągłe korki, dużo ludzi na ulicach, zabytki tak pięknie odnowione, że ciekawe dla turystów. Widać, że Warszawa to duże, europejskie miasto. Dobrze nam się tu mieszka. Thirza opowiada mi, że Polacy się starają. Że są mili, że mówią po angielsku.

Nie obgadują pana na ulicy? Nie patrzą w co jest pan ubrany?

Nie, ale dziwią się, kiedy widzą mnie na ulicy, albo w sklepie. Ludzie myślą, że mam kucharza i nie wychodzę z domu, a ja przecież gotuję i robię zakupy w osiedlowym spożywczym. Nigdy wcześniej nie mieszkałem w Polsce, więc Polacy nie wiedzieli, że jestem jednym z nich. Jak przyjeżdżałem na mecze reprezentacji to jedzenie robił mu kucharz w Sheratonie. Fajnie, ale teraz mam rodzinę. Kupuję warzywa i owoce, a ludzie mnie pytają: „Ebi, co ty tutaj robisz?". Kiedy pytam ich o to samo zdziwieni odpowiadają: „zakupy". A ja przecież nie robię nic innego. Potem pytają jak jest w Polonii i kończy się rozmowa. Można się pośmiać.

Zszedł pan z gwiazd między ludzi.

Jak przyjeżdżałem zza granicy to mówiłem, że nie jestem żadną gwiazdą, ale nikt mi nie wierzył. Tyle, że ja wcześniej nigdy nie byłem na Starym Mieście, w galerii handlowej czy w restauracji. Nie miałem czasu. Teraz można mnie spotkać w normalnych sytuacjach. Jak widzę fotoreportera, który leży w krzakach podchodzę do niego i tłumaczę: „Nie musisz mi robić zdjęć z ukrycia. Chodź, pójdziemy do parku, pożongluję dla ciebie piłką". Ale i tak mnie śledzą. Jak zobaczyłem, że jeden jedzie za mną po treningu, to mu całą Warszawę pokazałem, bo akurat miałem czas. Spotkałem go później pod moim domem i wściekły się tłumaczył: „Ebi, cała Polska chce na ciebie patrzeć".

Nigdy nie lubił pan polskich dziennikarzy.

To nie tak, że wszystkich. U nas dziennikarz dzwoni i wymaga wywiadu natychmiast, a jak nie mam czasu, to pisze później, że jestem snobem. Nie macie szacunku dla piłkarzy. Ciągle piszę się o tym, jaki mam samochód i ile zarabiam. Nie mam nic przeciwko temu, napiszcie raz, ale po co ciągle do tego wracać. Czy to naprawdę takie ważne? Moim zdaniem to dlatego w Polsce niektórzy piłkarze unikają mediów. Ale ja nie mam z tym problemu, nie boję się, rozmawiam ze wszystkimi. Może nawet jestem zbyt otwarty i mówię za dużo... Poza tym, co zrobi i powie Smolarek to od razu sensacja. Ale i to rozumiem.

Po przeprowadzce do Polski ma pan częstszy kontakt z rodzicami?

Mieszkają w Łodzi, czasami do nich jeżdżę, czasami oni odwiedzają mnie, Thirzę i naszego synka Meesa. Do Łodzi jest 120 kilometrów, ale samochodem byłem tam tylko dwa razy, bo to jakimś cudem trzy godziny jazdy. W Niemczech taki dystans zajmuje pół godziny.

Chciałby pan, żeby Mees był piłkarzem? To fajne życie?

Chciałbym, żeby Mees sam o wszystkim decydował i robił, co będzie chciał. Nigdy mu nie powiem, że coś musi. Jak dorośnie piłka może być już inna, tak jak nie ma porównania między moją dyscypliną, a tą z czasów mojego ojca.

Gdzie się pan czuje jak u siebie - w Polsce czy Holandii?

Kiedy na boisku gram dla Polski, to jestem z tego dumny. W piłce nie trzeba dużo mówić: „W prawo, w lewo, podaj". Nigdy nie będę mówił tak dobrze po polsku, jak ludzie, którzy spędzili tu całe życie. W domu z żoną rozmawiamy tylko po niderlandzku. Wiem, że po polsku mam swój styl mówienia, który jest trochę śmieszny. Co rozumiem, to rozumiem, czego nie - to nie. Sam mam z siebie ubaw, kolegów z drużyny też bawię, jak coś powiem zdenerwowany i takiego słowa najczęściej nie ma w słowniku.

Chodziło mi raczej o mentalność. Gdzie pan bardziej pasuje

?

W Polsce się urodziłem, ale się tu nie wychowałem. Mentalnie między swoimi jestem w Holandii.

Niemcy, Hiszpania, Anglia, Grecja. Gdzie było najtrudniej się zaaklimatyzować?

W Hiszpanii obcokrajowcom jest ciężko. W Racingu Santander nikt nawet nie starał się mówić po angielsku. Nauczyłem się hiszpańskiego na tyle, że rozumiałem może 20 procent. Próbowałem chodzić z chłopakami z drużyny do restauracji, ale kontakt był utrudniony. Chociaż się starałem, bo inni odpuścili i nawet nie próbowali się integrować.

Trudno uwierzyć, że tak dążył pan do integracji.

W mediach mam wizerunek odludka. Wszyscy widzą, że jadę do domu, ale czy z niego wychodzę już nie sprawdzają. Nie muszę zapraszać do domu kolegów z drużyny, to mój azyl. Każdy ma swoje życie i nikt nie będzie mi wmawiał co wypada, a czego nie. Z Adrianem Mierzejewskim czy Arturem Sobiechem chodziliśmy na kolacje, wyskakiwaliśmy na sushi w Warszawie, ale mam z takimi informacjami biegać do dziennikarzy? Wizerunek odludka zrobiliście mi podczas gry w reprezentacji, bo spałem w pojedynczym pokoju. Ale to przecież ja wiem, co jest dla mnie najlepsze do wypoczynku. Po kolacji szedłem do pokojów kolegów, gadaliśmy, śmialiśmy się. Siedziałem z Krzynkiem, Lewym, Rząsą, Dudziem, to byli moi ludzie. Ale potem wracałem do pokoju. Internet, film, rozmowa przez telefon, drzemka. Oni potrzebowali być razem, a ja nie chciałem spać z kimś kogo nie znam. W mediach ciężko mi się obronić, bo to działa tak, że jak w internecie ktoś napisze, że się wywyższam, to później wszyscy powtórzą myśląc, że to prawda.

Teraz w Polonii jest pan w trudnej sytuacji...

Nie rozumiem tego, co dzieje się w klubie. Ostatnie dwa miesiące poprzedniego sezonu były dla mnie bardzo udane, przyszedł trener Jacek Zieliński, zaufał mi, a ja odpłaciłem mu się dobrą grą. Nie było mi łatwo, bo przeciwnicy zawsze pilnowali mnie dokładniej niż innych. Starałem się grać dla drużyny, co może było moim błędem. Może powinienem myśleć tylko o sobie, bo jak nie strzeliłem gola to dziennikarze pisali, że słabo grałem? Dziennikarze w Polsce czasami są jeszcze w wieku szkolnym i o piłce mają małe pojęcie. Często patrzę w lustro i pytam się sam siebie czy wszystko zrobiłem tak, jak trzeba. Z całym szacunkiem dla Mierzejewskiego czy Sobiecha - to ja miałem na plecach dwóch obrońców, bo byłem Smolarkiem, który wrócił zza granicy. I biegałem tak, żeby moi koledzy mieli więcej miejsca

Dlaczego nie zgodził się pan na obniżenie kontraktu?

Mam ważną umowę jeszcze przez rok. Jak mieliśmy urlopy to nie leżałem na jakiejś wyspie pijąc drinki tylko trenowałem w Holandii według specjalnego planu tak mocno, że w badaniach wydolnościowych w Warszawie, byłem najlepszy ze wszystkich. A mam 30 lat. Nie zdziwiłem się, bo zawsze dużo biegałem. I nagle przyszła wiadomość, że mam trenować z Młodą Ekstraklasą. Zresztą już drugi raz w ciągu roku pobytu w Polonii. Nie rozumiem tego ani ja, ani kibice, którzy bardzo mnie wspierają. Byłem dobry, z dnia na dzień stałem się zły.

Co teraz?

Będę trenował tak samo, jak w pierwszej drużynie. Rozmawiałem z trenerem Piotrem Stokowcem, z którym nie po drodze było mi gdy jesienią prowadził nas w ekstraklasie. Wyjaśniliśmy sobie wszystkie nieporozumienia. Zdarza się, że jak testowany jest jakiś chłopak przez dwa dni i kiedy wraca do siebie prosi mnie o autograf. Nie po to przyszedłem do Polonii, ale podpisuje mu się na zdjęciu. Co innego mogę zrobić?

Na obniżkę pensji nie zgodził się też Sobiech, ale szybko wykupił go Hannover. Marzy się panu taka droga?

O mnie na razie nikt nie pyta, a co do Artura - zrobił olbrzymi krok do przodu. Bardzo się cieszę, że mu się tak udało, mieliśmy dobry kontakt. O, proszę napisać, że nawet w pokoju mieszkaliśmy razem. Podpowiadałem mu, jak kierować swoją karierą. Gdy zadzwonił powiedzieć o propozycji z Hannoveru, radziłem mu, by nie zastanawiał się zbyt długo.

Powtarza pan, że nie zakończył gry w reprezentacji, ale przecież Franciszek Smuda nie weźmie pana na Euro 2012 z Młodej Ekstraklasy.

Wiem, to będzie zamknięta droga. Ale każda decyzją, jaką podejmuję, musi być zgodna z moim sumieniem. Skoro rok temu podpisałem jakiś kontrakt, to nie po to, by teraz o niego walczyć jeszcze raz.

Szczerze - liczy pan na kadrę Euro 2012?

Zawsze mówiłem, że chcę pomóc. Smuda ma dużo młodych chłopaków, a ja wiem jak kadra żyje, grałem wiele lat na zachodzie, znam te jasne, jak i ciemne strony drużyny.

Z pana drużyny z Euro 2008 w kadrze nie został niemal nikt.

Graliśmy trudne mecze w eliminacjach, to był ciężki okres. Żeby zakwalifikować się do turnieju trzeba było walczyć na śmierć i życie, a nie sprawdzać się w sparingach. Na mistrzostwach świata i Europy nam nie wyszło, bo nagle zmieniało się za dużo rzeczy i może zbyt długo ze sobą byliśmy, ale eliminacje to był bój, do którego trzeba było mężczyzn, a nie chłopców. W takich spotkaniach liczą się momenty. Wygrywasz, albo przegrywasz. Ile goli Krzynówek strzelał w końcówkach meczów, bo nauczył się walki do końca na zachodzie? Ile razy szarpał Lewandowski? Nie drżały nam nogi, to była dla nas codzienność, robiliśmy to razem - dla Polski. Początek pracy Leo Beenhakkera w Polsce to był taki magiczny czas. Przyszedł, poklepał i powiedział, że dzisiaj będzie mój mecz. I to działało. Potem się zepsuło. Z Irlandią Północną siedziałem na trybunach, po trzech dniach strzelałem cztery gole San Marino.

Jak się panu współpracowało ze Smudą?

Rok temu w meczu z Ekwadorem strzeliłem gola. Zagrałem jeszcze z Wybrzeżem Kości Słoniowej, później nie mieliśmy kontaktu. Myślę, że to dobry trener, ma pojęcie i swój styl. Kibice pytają mnie dlaczego już nie chcę grać w reprezentacji, a to przecież nie tak. To trener wybiera zawodników. Jak grałem z Australią pięć minut to miałem trzy okazje na gola. Ludzie mówili mi później, że mnie to piłka szuka w polu karnym. Ciekawe co by było, jakbym dostał 90 minut szansy.

 

 

"Rz": Myśli pan czasem, że wszystkie najważniejsze rzeczy, które miał pan zrobić w futbolu, są już za panem?

Euzebiusz Smolarek:

Pozostało 99% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni