Dlaczego nie zgodził się pan na obniżenie kontraktu?
Mam ważną umowę jeszcze przez rok. Jak mieliśmy urlopy to nie leżałem na jakiejś wyspie pijąc drinki tylko trenowałem w Holandii według specjalnego planu tak mocno, że w badaniach wydolnościowych w Warszawie, byłem najlepszy ze wszystkich. A mam 30 lat. Nie zdziwiłem się, bo zawsze dużo biegałem. I nagle przyszła wiadomość, że mam trenować z Młodą Ekstraklasą. Zresztą już drugi raz w ciągu roku pobytu w Polonii. Nie rozumiem tego ani ja, ani kibice, którzy bardzo mnie wspierają. Byłem dobry, z dnia na dzień stałem się zły.
Co teraz?
Będę trenował tak samo, jak w pierwszej drużynie. Rozmawiałem z trenerem Piotrem Stokowcem, z którym nie po drodze było mi gdy jesienią prowadził nas w ekstraklasie. Wyjaśniliśmy sobie wszystkie nieporozumienia. Zdarza się, że jak testowany jest jakiś chłopak przez dwa dni i kiedy wraca do siebie prosi mnie o autograf. Nie po to przyszedłem do Polonii, ale podpisuje mu się na zdjęciu. Co innego mogę zrobić?
Na obniżkę pensji nie zgodził się też Sobiech, ale szybko wykupił go Hannover. Marzy się panu taka droga?
O mnie na razie nikt nie pyta, a co do Artura - zrobił olbrzymi krok do przodu. Bardzo się cieszę, że mu się tak udało, mieliśmy dobry kontakt. O, proszę napisać, że nawet w pokoju mieszkaliśmy razem. Podpowiadałem mu, jak kierować swoją karierą. Gdy zadzwonił powiedzieć o propozycji z Hannoveru, radziłem mu, by nie zastanawiał się zbyt długo.
Powtarza pan, że nie zakończył gry w reprezentacji, ale przecież Franciszek Smuda nie weźmie pana na Euro 2012 z Młodej Ekstraklasy.
Wiem, to będzie zamknięta droga. Ale każda decyzją, jaką podejmuję, musi być zgodna z moim sumieniem. Skoro rok temu podpisałem jakiś kontrakt, to nie po to, by teraz o niego walczyć jeszcze raz.
Szczerze - liczy pan na kadrę Euro 2012?
Zawsze mówiłem, że chcę pomóc. Smuda ma dużo młodych chłopaków, a ja wiem jak kadra żyje, grałem wiele lat na zachodzie, znam te jasne, jak i ciemne strony drużyny.
Z pana drużyny z Euro 2008 w kadrze nie został niemal nikt.
Graliśmy trudne mecze w eliminacjach, to był ciężki okres. Żeby zakwalifikować się do turnieju trzeba było walczyć na śmierć i życie, a nie sprawdzać się w sparingach. Na mistrzostwach świata i Europy nam nie wyszło, bo nagle zmieniało się za dużo rzeczy i może zbyt długo ze sobą byliśmy, ale eliminacje to był bój, do którego trzeba było mężczyzn, a nie chłopców. W takich spotkaniach liczą się momenty. Wygrywasz, albo przegrywasz. Ile goli Krzynówek strzelał w końcówkach meczów, bo nauczył się walki do końca na zachodzie? Ile razy szarpał Lewandowski? Nie drżały nam nogi, to była dla nas codzienność, robiliśmy to razem - dla Polski. Początek pracy Leo Beenhakkera w Polsce to był taki magiczny czas. Przyszedł, poklepał i powiedział, że dzisiaj będzie mój mecz. I to działało. Potem się zepsuło. Z Irlandią Północną siedziałem na trybunach, po trzech dniach strzelałem cztery gole San Marino.
Jak się panu współpracowało ze Smudą?
Rok temu w meczu z Ekwadorem strzeliłem gola. Zagrałem jeszcze z Wybrzeżem Kości Słoniowej, później nie mieliśmy kontaktu. Myślę, że to dobry trener, ma pojęcie i swój styl. Kibice pytają mnie dlaczego już nie chcę grać w reprezentacji, a to przecież nie tak. To trener wybiera zawodników. Jak grałem z Australią pięć minut to miałem trzy okazje na gola. Ludzie mówili mi później, że mnie to piłka szuka w polu karnym. Ciekawe co by było, jakbym dostał 90 minut szansy.