Kilka dni przed meczem Euzebiusz Smolarek, pytany o Lecha Poznań, mówił, że gra tam obrońca, który delikatnie popchnięty od razu przewraca się i płacze jak dziecko. Manuel Arboleda na stadionie przy Konwiktorskiej wygwizdywany był od pierwszej minuty. Gdy tylko był przy piłce, kibice udawali, że wyją z bólu.
W pierwszej połowie brutalnie sfaulował go Bruno. W drugiej łokciem w twarz uderzył Smolarek. Chociaż kibice wciąż dopatrywali się taniego aktorstwa, sędzia był innego zdania i pokazał piłkarzowi Polonii czerwoną kartkę. – Do tej pory graliśmy bardzo dobrze i mądrze. Ale straciliśmy koncentrację i to się dla nas źle skończyło – mówił po meczu Jose Mari Bakero.
Gdy Smolarek schodził z boiska, była 62. minuta meczu, w którym na boisku dominował chaos wspomagany przez deszcz i wiatr. Gospodarzom łatwiej było rozgrywać akcje, bo Bakero pozbawił swoją drużynę większości atutów, z których była znana. Lech przepychał się przez boisko środkiem, rzadko angażując skrzydła.
Jacek Zieliński w Polonii wygrał drugi mecz z rzędu: wiele zmienić nie mógł, ale pokazał piłkarzom, jak podnieść głowy i znowu uwierzyć w siebie. Wczoraj Polonia wygrała walką i ambicją.
– Czerwona kartka zadziałała na moich piłkarzy jak płachta na byka. Nie dorabiajmy do mojej pracy żadnej ideologii. Tu nie ma magii, tylko ciężka praca. Od początku mówiłem, że Polonia jest za nisko w tabeli – mówił Zieliński.