Lech Poznań jest już niemal pewny awansu do fazy grupowej Ligi Europejskiej. W pierwszym meczu pokonał u siebie 3:0 węgierski Videoton i za tydzień w rewanżu musiałoby dojść do spektakularnej katastrofy i splotu całkowicie nieprzewidzianych wydarzeń, by poznaniacy odpadli.
Mistrz Węgier miał być idealnym przeciwnikiem dla Lecha, by w końcu zawodnicy Macieja Skorży się przełamali i wyszli z dołka. I takowym się właśnie okazał. Lech nie rozegrał porywającego spotkania, a mimo to pewnie i bezdyskusyjnie zwyciężył.
Videoton znajdował się przed meczem w Poznaniu w jeszcze większym kryzysie niż Lech. Zaledwie jedno zwycięstwo w lidze, zwolniony dyrektor sportowy, a dwa dni przed wylotem do Polski także trener Francuz Bernard Casoni. Można było liczyć na to, że rywal przyjedzie rozbity. I faktycznie już po 10 minutach spotkania Lech prowadził, po fantastycznej akcji Karola Linettego. 20-letni pomocnik rozpoczął akcję mistrzów Polski na linii środkowej boiska, wymienił kilka podań z kolegami, wpadł w pole karne i wślizgiem wbił piłkę do bramki.
W tygodniu poprzedzającym mecz największym zmartwieniem w Poznaniu był nie tylko fatalny stan psychiczny zawodników, ale i kontuzje. W lidze – przeciwko Zagłębiu Lubin – nie zagrało aż pięciu zawodników z zazwyczaj podstawowego składu wystawianego przez Skorżę. Przeciwko Videotonowi trener mógł jednak już skorzystać z niemal wszystkich swoich najważniejszych piłkarzy. Wrócili do drużyny Szymon Pawłowski, Kasper Hamalainen, Barry Douglas, wbrew obawom wystąpił także Gergo Loverncsics, który w spotkaniu ligowym musiał zejść z boiska z urazem.
Pod koniec pierwszej połowy Lech jakby rozluźniony prowadzeniem zaczął tracić inicjatywę na rzecz Węgrów. Także po przerwie jako pierwsi zaczęli zagrażać goście. W odpowiednim jednak momencie mistrz Polski umiał najpierw prowadzenie podwyższyć, a następnie pozbawić piłkarzy Videotonu wszelkich już złudzeń. Najpierw w 57. Minucie strzałem głową po asyście Lovrencsicsa popisał się Dennis Thomalla, a 10 minut później wynik ustalił kapitan – Łukasz Trałka.