– Bałem się o Messiego – przyznał Luis Enrique po meczu na szczycie ligi hiszpańskiej, wygranym przez jego drużynę 2:1. Trener Barcelony wpadł w szał, kiedy tuż przed przerwą Filipe Luis wyprostowaną nogą zaatakował przy linii bocznej kolano Leo Messiego. Miał się o co denerwować. Sytuacja wyglądała groźnie, ale Argentyńczyk zdołał uniknąć poważnej kontuzji.
Ciężko zrozumieć zachowanie Filipe Luisa, tym bezsensownym faulem i czerwoną kartką pozbawił kolegów nadziei na dobry wynik. A całkowicie pogrążył ich w drugiej połowie Diego Godin, który powalił na ziemię Luisa Suareza i też musiał opuścić boisko. Polowanie na nogi rywali przesłoniło fakt, że Atletico, czekające na ligowe zwycięstwo na Camp Nou od 2006 roku, zagrało w sobotę nieźle i tak jak w jesiennym spotkaniu z Katalończykami pierwsze strzeliło gola.
Kto wie, czy ta porażka nie będzie kosztować piłkarzy Diego Simeone mistrzostwa Hiszpanii. Z trzech punktów straty może się za chwilę zrobić sześć, bo przed Barceloną jeszcze zaległy mecz ze Sportingiem Gijon.
Mniej szczęścia niż Messi miał Grzegorz Krychowiak. W piątek, w dniu 26. urodzin, naciągnął na treningu więzadło poboczne. Mowa jest nawet o miesięcznej przerwie. Dla polskiego pomocnika to nowa sytuacja, bo do tej pory z gry w Sevilli wykluczały go tylko kartki.
Z polskiego punktu widzenia weekend można jednak uznać za udany. Łukasz Piszczek miał znaczący udział w zwycięstwie Borussii Dortmund nad Ingolstadt (2:0), uratował ją przed stratą bramki, a potem asystował przy pierwszym z dwóch trafień Pierre'a-Emericka Aubameyanga (powtórki pokazały, że był na spalonym). Gabończyk, lider klasyfikacji Bundesligi, po 19 kolejkach ma 20 goli, Robert Lewandowski – 19. Obaj zdobyli już więcej bramek niż w całym ubiegłym sezonie.