Pięć zwycięstw w sześciu meczach, 23 strzelone bramki – to nie jest może rewelacyjny wynik jak na ofensywną siłę Realu, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że odkąd Zidane przejął na początku roku drużynę, do szatni w Madrycie wróciła radość. Widać to też na boisku. Rafa Benitez mógł tylko pomarzyć o takim autorytecie i posłuchu, nie mówiąc o tak bliskich relacjach z piłkarzami.
Większość z nich była nastolatkami, gdy w 2002 roku Zidane prowadził Real do triumfu w LM, i pewnie przecierała oczy ze zdumienia, kiedy w finale z Bayerem Leverkusen w Glasgow francuski geniusz trafił z woleja w samo okienko bramki. Może próbowali powtórzyć to później na szkolnych boiskach?
Takiego strzału nie powstydziłby się nawet Cristiano Ronaldo. Portugalczyk w tym sezonie LM zdobył aż 11 goli, czyli tyle co wszyscy zawodnicy Romy, i to na niego najbardziej musi uważać Wojciech Szczęsny. Zapowiada się pracowity wieczór dla Polaka, bo rzymianie mają najgorszą defensywę spośród drużyn, które dostały się do 1/8 finału (16 straconych bramek).
– Nie zdziwię się, jeśli to my awansujemy – przekonuje jednak trener Romy Luciano Spalletti. Akurat on ma prawo pozwalać sobie na tak odważne deklaracje. Już raz jego Roma wyeliminowała Real. To było osiem lat temu, także w 1/8 finału, i nie można tu mówić o żadnym przypadku. Włosi wygrali obydwa mecze po 2:1. Z piłkarzy, którzy mają szansę wyjść na boisko, tamte wieczory pamiętają tylko Daniele De Rossi i Francesco Totti oraz Sergio Ramos.
Drugi dzisiejszy mecz to powiew świeżości na europejskich salonach. Absolutny debiutant, mistrz Belgii Gent, spotka się z innym zespołem, który w fazie pucharowej jest po raz pierwszy – Wolfsburgiem.