TOMASZ WACŁAWEK
Zdjęcia płaczącego Pepa Guardioli zdominowały relacje z finałowego spotkania z Borussią Dortmund w Berlinie (0:0, karne 4:3). Kiedy Douglas Costa strzelił decydującą jedenastkę w serii rzutów karnych, kamery długo pokazywały hiszpańskiego trenera ukrywającego twarz w dłoniach, niepotrafiącego powstrzymać wzruszenia.
– Będzie mi brakowało tych wspaniałych zawodników. Myślałem o nich 24 godziny na dobę. Tytuły są dla mnie tylko statystykami – mówił Guardiola. Nie wygrał z Bayernem Ligi Mistrzów, ale zdobył siedem innych trofeów i całkowicie zdominował rozgrywki w Niemczech. Teraz jedzie spełniać marzenia arabskich właścicieli Manchesteru City.
Robert Lewandowski nie wykorzystał w meczu dwóch dobrych okazji, ale w serii jedenastek się nie pomylił. W Borussii presji nie wytrzymali Sven Bender i Sokratis Papastathopoulos, choć gdyby zrobić konkurs na najgorzej wykonany rzut karny, konkurencję przebiłby 21-letni Joshua Kimmich, który podał piłkę bramkarzowi Dortmundu. Łukasza Piszczka trzeba pochwalić nie tylko za pracę w obronie, ale i w ataku – mógł zanotować nawet dwie asysty.
Manchester United potrzebował 120 minut, by w finale Pucharu Anglii poradzić sobie z 15. zespołem ligi. Przez moment na Wembley pachniało niespodzianką, bo Crystal Palace objęło prowadzenie (Jason Puncheon), ale już chwilę później wyrównał Juan Mata, a w dogrywce Czerwonym Diabłom w osiągnięciu celu nie przeszkodziła nawet czerwona kartka dla Chrisa Smallinga. Na 2:1 strzelił wychowanek klubu Jesse Lingard i w gablocie na Old Trafford po trzech latach pojawi się wreszcie nowe trofeum.